czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 13

Przyszedł czas na przygotowania do sezonu reprezentacyjnego.Wiedziałam,że będzie mi ciężko wytrzymać tak długo bez Andrzeja,ale byłam z niego tak bardzo dumna widząc go w biało-czerwonej  koszulce z orłem na piersiach,że nie sposób było obrać to w słowa.
-Jesteś tego pewna?Mogę jeszcze wszystko odwołać,mogę zrezygnować.Pojedziemy gdzieś do ciepłych krajów,odpoczniemy.
-Chyba jeszcze się nie obudziłeś i nie wiesz co mówisz.-odparłam niemalże karcącym tonem głosu.
-Ale...
-Nie ma o czym mówić.Doskonale wiem ile znaczy dla ciebie bycie częścią tej drużyny,a ze mną jest już wszystko w porządku.Dam sobie bardzo dobrze sama radę.Chyba w to nie wątpisz?
Zapadła głucha cisza.Patrzyłam na niego jak na wariata,przecież ja sobie świetnie sama radzę,no może nie zupełnie sama,bo mam jego i naszych przyjaciół,no ale...
Nagle ni stąd ni zowąd wybuchnął głośnym śmiechem.Uniosłam wymownie jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce pod biustem.Mnie wcale nie było do śmiechu.
-Już się nie dąsaj,no.-szturchnął mnie delikatnie i zamknął w szczelnym uścisku.Przylgnęłam policzkiem do jego klatki piersiowej i przymknęłam oczy wsłuchując się w równomierne bicie jego serca.
-Kocham cię ty wrośnięta,włochata kupo mięśni.-mruknęłam,a on wybuchnął głośnym śmiechem.
-Ja ciebie też,nawet nie wiesz jak bardzo.-odparł wpatrując się w moje oczy i delikatnie uśmiechając.Za każdym razem,kiedy wyznawał mi miłość czułam "motylki" w brzuchu i nie przestawało mnie to zachwycać.Jego dłonie powędrowały z mojej tali na kark.Musnął delikatnie moje usta,a ja przyciągnęłam go do siebie za koszulkę i mocniej pocałowałam.Nasze języki toczyły zaciętą walkę.Wplątałam dłoń w jego gęste włosy,drugą zaś gładziłam jego zarośnięty policzek.
Poczułam jego duże ręce zaciskające się na moich pośladkach i po chwili uniosłam się do góry oplatając go wokół bioder.
-Kierunek sypialnia....
~*~
-Nie martw się,zaopiekuję się Andrzejkiem.Będę doglądał dzień w dzień jego fali,przystrzygał ją,dbał o nią,zaczesywał na boczek.Wiem jaka jest dla ciebie ważna.-oznajmił Karol tuląc mnie na pożegnanie.Poczułam jak jego klatka piersiowa wibruje od głośnego śmiechu.
-Zaraz ci się oczy od tego rżenia jeszcze bardziej rozejdą i wtedy wszyscy zauważą,że masz zeza,nie tylko ja!-odgryzłam mu się,a on zamilkł i posłał mi spojrzenie płatnego,seryjnego zabójcy.
-Nie mam zeza.Ola powiedz jej coś!-odburknął,wydymając dolną wargę.
-No wiesz...Nikt nie jest idealny,a ja kocham cię takiego jaki jesteś.-stwierdziła Karolowa dziewczyna,a ja zaczęłam się tak głośno śmiać,że nie mogłam złapać oddechu.
-I kto tu rży...-prychnął Kłos.
-A ty!-wskazał na Olkę palcem.-Ty się do mnie nie odzywaj nikczemna kobieto!
I odszedł,po to tylko by za kilka sekund wrócić i uściskać ją mocno.
-Jesteś głupia,ale cię kocham.-oznajmił i wpił się w jej usta tak zachłannie,że aż speszona odwróciłam wzrok.
-Widzę,że nie tylko ja nie mogę znieść wszystkich tych całujących się i obściskujących par.-Bartek podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Z tym,że mnie obrzydza jedynie Kłos i jego dziwaczne sposoby okazywania miłości.Reszta jak dla mnie jest urocza.No popatrz tylko na Jarosza i jego płomiennowłosą latorośl albo na Winiara i Dagmarę.Nigdy nie widziałam tak ożywionego Miszy jak w chwili,kiedy całował swoją żonę,zazwyczaj to nie wie jaki mamy dzień i czy przypadkiem nie wysadził Oliwiera pod złą szkołą,a tu proszę bardzo.
-Mogę jeszcze uznać,że ten mały,rudy gagatek jest uroczy,ale wymieniający ze sobą ślinę Winiarowie już tak jakby trochę mniej...-odparł,a ja zachichotałam pod nosem widząc jego zniesmaczoną minę.
Usłyszałam krzyk trenera i cała zgraja tych wyrośniętych mężczyzn zaczęła wpakowywać się do autokaru,który miał zawieść ich do spalskich lasów.
-Na mnie już czas...Kocham cię bardzo i będę za tobą tęsknił jak diabli.-zostałam zmiażdżona przez Andrzeja,ale w sumie wolałam się dusić owinięta szczelnie jego ramionami niż zostać sama bez niego.Łzy stanęły mi w oczach,a w gardle pojawiła się ogromna gula uniemożliwiająca mówienie.Nakrzyczałam sama na siebie w myślach i nakazałam być twardą,w końcu to nic takiego,Wronka nie jedzie na  żadną wojnę,tylko do Spały i wróci stamtąd cały i zdrowy.
-Też cię kocham.Trzymam za ciebie kciuki mistrzu.-pocałowałam go mocno i zachłannie,nie zważając na głośny jęk Kurka stojącego nieopodal.Uściskałam się ze wszystkimi zawodnikami,którzy znajdowali się blisko mnie i stałam tam na tym parkingu otoczona dwudziestką kobiet i zgrają maluchów machając naszym chłopcom na pożegnanie.
-Ciao Bejbe!-Piter wychylił jeszcze głowę przez szybę posyłając swojej ciężarnej małżonce Aleksandrze soczystego buziaka,a mi tak nagle zachciało się zaszyć w domu,zjeść zapas lodów czekoladowych ukrytych w zamrażalce na moje "ciężkie dni" i włączyć sobie Avengersów i zrobić maraton,najlepiej kilkudniowy.

~*~
Wszystko potoczyło się tak szybko.Trzecie miejsce w Lidze Światowej,ulegliśmy Brazylijczykom i Francuzom,drugie na Olimpiadzie w Rio,przegrana z Amerykanami.Nie spodziewałam się,że wszystkie te mecze,wygrane i porażki wzbudzą we mnie tyle emocji.Trzęsły mi się dłonie,a łzy stawały mi w oczach za każdym razem kiedy śpiewałam z wielotysięczną publiką a'capella Mazurka Dąbrowskiego.Było to niesamowite z niczym nie równające się przeżycie.Byłam taka szczęśliwa i dumna z naszych chłopaków,że uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Po tym okresie reprezentacyjnym postanowiliśmy zrobić sobie małe wakacje,sam na sam,gdzieś daleko,gdzie będzie ciepło i spokojnie.Obraliśmy kurs na Cypr.

~*~
-Jak myślisz czy moja piękna,cudowna dziewczyna zechciałaby pójść ze mną dzisiaj wieczorem na romantyczną kolację?-zapytał ponętnym,zachrypniętym głosem kładąc się tuż obok mnie na leżaku. Dopiero co wyszedł z basenu,był zimny i cały mokry.Błądził kciukiem po moim nagrzanym ramieniu powodując ciarki na całym moim ciele.Uśmiechał się delikatnie pod nosem.
-Myślę,że żadna kobieta nie jest w stanie ci odmówić.-odparłam,a on bardzo delikatnie musnął moje usta przygryzając dolną wargę.Jego ręka spoczęła na moim udzie,drugą zaś podpierał się leżąc na boku.
-Mhm..-mruknęłam niezadowolona,kiedy oderwał się ode mnie.Pragnęłam jego bliskości,dotyku, pocałunków.
-Zachowaj resztki energii na wieczór,teraz muszę iść coś załatwić.-oznajmił i wstał muskając mój policzek.Otarł to swoje seksowne,umięśnione ciało ręcznikiem,założył koszulkę,japonki i odszedł.
Zrobił kilka kroków i zatrzymał się odwracając.
-Mam nadzieję,że wzięłaś ze sobą jakieś szpilki i sukienkę.-stwierdził.
-Miałam jakieś dziwne przeczucie,że mogą się przydać i dzięki Bogu,że je wzięłam.Dziwnie wyglądałabym na  romantycznej kolacji w kostiumie kąpielowym albo szortach.
-Jak dla mnie mogłabyś być nawet naga,ale wątpię czy zdołałbym odpędzić tych wszystkich mężczyzn podziwiających twoje piękne ciało.-odparł,a ja poczułam róż wpływający na moje policzki.Posłałam mu jedynie uśmiech i postanowiłam,że wskoczę do basenu,bo jakoś strasznie mi się gorąco zrobiło...
~*~

Dziękowałam niebiosom za to,że wzięłam tą kieckę. i jasne,cieliste sandałki na szpilce.Przeglądnęłam się jeszcze raz w lustrze,poprawiając kilka pasm loków,które uwolniły się z mojego koka i opadały luźno na twarz.
-Gotowa?-drzwi do łazienki uchyliły się i pojawiła się w nich twarz Andrzeja.Uśmiechnął się szeroko na mój widok i wszedł do środka.Wyglądał niesamowicie w granatowych spodniach od garnituru,luźnej,niedopiętej białej koszuli i marynarce przewieszonej przez ramię.
-Wow.Wyglądasz cudownie.-oznajmił,a ja zaklęłam w myślach na widok pojawiających się na moich policzkach rumieńcach.
-Dziękuję,ty też wyglądasz niczego sobie.-odparłam,a on uśmiechnął się czarująco,musnął moje usta i złapał za dłoń.Czułam,że zaczynam się trochę stresować,sama nie wiedziałam dlaczego,ale w gruncie rzeczy była to nasza pierwsza taka randka.Zazwyczaj wychodziliśmy do kina,czy do knajpki,nigdy jednak nie byliśmy tacy eleganccy. 
-Miejsce,w które chcę cię zabrać jest dosyć nie daleko,więc pomyślałem,że się przejdziemy,chyba,że chcesz to złapię nam taksówkę....-zaproponował.Zgodziłam się na spacer,było tak przyjemnie,słońce delikatnie jeszcze grzało,wiał ciepły wiaterek,a niebo zrobiło się pomarańczowo-różowe.
Szliśmy trzymając się za ręce,podziwiając widoki i szczerząc się od ucha do ucha.
Po dziesięciu minutach spaceru dotarliśmy do zjawiskowej restauracji umieszczonej na skale tuż przy wybrzeżu .Wystrój był przepiękny,wszędzie były jasne świece,a stoliki były przybrane na biało.
-Nasze miejsce jest u góry.-oznajmił.Gdy wspięliśmy się drewnianymi schodami na piętro,znaleźliśmy się na czymś w rodzaju ogromnego tarasu z widokiem na miasto,niebieskie morze i zachodzące słońce.Nasz stolik stał na podeście wokół którego rozstawione były świeczki i rozsypane płatki róż.
-Podoba ci się skarbie?
Przytaknęłam jedynie,nie mogąc wydusić z siebie słowa z zachwytu.



Wreszcie jestem!!! Bardzo przepraszam za taką długą nieobecność,ale chyba już wiecie jak to ze mną jest.... Mam nadzieję,że teraz wena mi dopiszę i będę częściej.