niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 14

Stałam tam niczym wmurowana w podłogę i wpatrywałam się w mojego mężczyznę na tle tego pięknego miejsca.
-Już wiem dlaczego nie było cię całe popołudnie.-stwierdziłam.
-Szukałem idealnego lokalu dla idealnej kobiety.-odparł,a ja po raz kolejny rozpłynęłam się z zachwytu.Posłałam mu szeroki uśmiech i rzuciłam się mu w ramiona.Pachniał tak cudownie, cytrynowym szamponem do włosów i perfumami.
-Dziękuję.-mruknęłam stając na palcach i całując go policzek.
Kiedy już usiedliśmy przy stoliku kelner przyniósł nam białe wino i przystawki.Zajadaliśmy się gawędząc wesoło i co chwilę skradając sobie nawzajem buziaki.Czułam się jak w niebie.

    ~*~
Kiedy mieliśmy już uciekać do domu Andrzej zniknął pod pretekstem udania się do toalety.Wstałam od stołu najedzona i napawałam się widokiem miasta po zmroku.Nagle usłyszałam dźwięk muzyki,dokładniej skrzypiec.Ciarki pojawiły się na całym moim ciele.Zamknęłam oczy wsłuchując się w tą cudowną melodie,a kiedy zorientowałam się,że  dochodzi ona tuż zza moich pleców,odwróciłam się szybko prawie tracąc równowagę.To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.Wronka stał na przeciwko mnie nieśmiało się uśmiechając i trzymając w rękach ogromny bukiet przepięknych róż.
Podszedł do mnie,odchrząknął i wręczył mi kwiaty,następnie przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął w moją stronę małe,czerwone pudełeczko w kształcie serca,w środku którego znajdował się pierścionek..
-Karolino Ziółko czy zostaniesz moją żoną?
Wstrzymałam oddech,serce zaczęło mi łomotać,a w oczach pojawiły się łzy.
-Tak,oczywiście,że tak.-odparłam rzucając się w jego ramiona.
~*~
Obserwowałem ją jak śpi.Uwielbiałem to robić.Jej kręcone włosy opadały na jej nagie plecy,na jej twarzy widoczny był delikatny uśmiech,jej dłonie zaciśnięte były na poduszce.Byłem taki szczęśliwy widząc na jej palcu pierścionek zaręczynowy.Wkrótce miała zostać moją żoną,to było takie wspaniałe uczucie.Kilka miesięcy wcześniej wydawało mi się,że udało mi się z niej wyleczyć,że zrozumiałem,że kocha Bartka i że mnie nigdy nie będzie w stanie obdarzyć takim uczuciem.Wtedy  też pojawiła się Anastazja,piękna kobieta,która wydawała się mną interesować,a ja po prostu potrzebowałem by ktoś przy mnie był.Gdy Karolina miała wypadek i nie wiadomo było czy przeżyje uświadomiłem sobie,że nadal jest dla mnie najważniejsza,że nadal strasznie ją kocham,że pragnę by była moja.Stało się.Ona też się we mnie zakochała.Miałem świadomość tego,że gdyby nie ta cała amnezja,nadal byłaby z Kurkiem,przecież tak bardzo go kochała,widziałem jak na niego patrzyła,jaka była przy nim szczęśliwa.Miałem wyrzuty sumienia z powodu Bartka,ale ja naprawdę ją kochałem i nic więcej się nie liczyło oprócz tego,że mnie pamięta,że poznaje moje oczy,że liczy na mnie,że chcę żebym to ja przy niej był.Bałem się,że kiedy powróci jej pamięć,to ode mnie odejdzie,ale ona naprawdę mnie kochała i okazywała mi to każdego dnia.
-Dzień dobry mój przyszły mężu.-jej zaspany głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Dzień dobry moja przyszła żono.-musnąłem jej usta,a ona zamruczała wtulając się w mój tors.
-Nie mogę się doczekać,kiedy wrócimy do domu i pojedziemy do twoich rodziców.Uwielbiam przebywać z nimi,z Paulą i małym.No i mówiąc szczerze stęskniłam się trochę za tym zezowatym Kłosem i Olką...-stwierdziła,a ja się roześmiałem na wzmiankę o Karolu.Razem z Karoliną byli niczym rodzeństwo,uwielbiali sobie dożerać,czasami nawet bili się o to kto ma mieć dostęp do pilota albo kto zajmie miejsce przy oknie w samochodzie,ale naprawdę bardzo się lubili i skoczyliby za sobą w ogień.
-Jutro mamy samolot o 10:30.Pojedziemy do rodziców i zostaniemy u nich na kilka dni,zgoda?
-Tak.

~*~
-Chyba sobie ze mnie jaja robisz?!-krzyknęła zszokowana Ola,kiedy opowiedziałam jej o wieczorze z Andrzejem.Pokręciłam głową ze śmiechem i pomachałam jej dłonią przed oczami.Złapała ją i zaczęła przyglądać się pierścionkowi.
-Boże jaki piękny,musiał kosztować majątek.-stwierdziła,a ja dopiero teraz zorientowałam się jaką drogocenną rzeczą zostałam obdarowana.
-Zazdroszczę ci szczęściaro,jestem z tym durniem od siedmiu lat,a on nadal mi się nie oświadczył...-mruknęła,a ja posłałam jej pokrzepiający uśmiech.Upiła łyk swojej latte ze smutkiem wypisanym na twarzy.Poczułam się głupio.
-Karol ma mały móżdżek,może w końcu do niego dojdzie,że chcesz już oficjalnie być jego kobietą.-odparłam,a ona się roześmiała.
-Może masz rację.Zresztą nieważne,nie psujmy sobie tego miłego dnia.-oznajmiła i zmieniła temat.-Widziałam w Zarze taką piękną sukienkę musimy tam zaglądnąć i koniecznie muszę ją sobie kupić...
Jak powiedziała tak zrobiłyśmy,zapłaciłyśmy za swoje napoje i wyszłyśmy z kawiarni.Zaczęłyśmy buszować po sklepach i w niemal każdym Olka kupiła sobie coś na poprawę humoru.
-A co powiesz na to?-pomachałam jej przed oczami-fikuśnym,obcisłym,koronkowym body,a ona roześmiała się głośno.
-Jeśli po nocy w czymś takim się mi nie oświadczy,to chyba go wykastruję...-zażartowała i udała się do przymierzalni.Postanowiłam,że poszukam jakiejś bielizny dla siebie i zaczęłam się rozglądać za czymś co spodobało by się Wronce.Nagle ktoś zahaczył mnie ramieniem z taką siłą,że aż jęknęłam.
-Przepraszam.-mruknęła kobieta.Podniosłam na nią swój wzrok i zamarłam.
Anastazja.
-Ana,cześć.....Nic się nie stało.-mruknęłam rozmasowując bolące miejsce.Nie mogłam opanować drżenia głosu,tak dawno jej nie widziałam i szczerze mówiąc nie chciałam żebyśmy się kiedykolwiek jeszcze spotkały,ale no cóż...stało się.
-Cześć Karo.Kochana jak się masz?-zapytała,a ja nieświadomie uniosłam brew do góry ze zdziwienia.Nie chciałam być niemiła,ale naprawdę nie miałam ochoty z nią wesoło gawędzić,w moim życiu wszystko dobrze się poukładało i nagle pojawiła się ona.Czułam,że nie wróży to nic dobrego.
-Dobrze,dziękuję.-odparłam oschle wcale nie ukrywając swojej niechęci.
-Słyszałam od Bartka,że jesteście razem z Endrju.Widzę,że to coś poważnego.-stwierdziła z parszywym uśmiechem na twarzy wskazując na moją lewą dłoń.Miałam ochotę zetrzeć jej ten uśmieszek z twarzy.
-Szkoda tylko,że wszystko kosztem biednego Kurka,on także zamierzał ci się oświadczyć przed wypadkiem.Może jednak dobrze,że tego nie zrobił....-dodała,a mnie totalnie zamurowało.
Bartek zamierzał mi się oświadczyć? I w dodatku to ona była jedyną osobą,która o tym wiedziała?  O nie...Poczułam się jak coś w moim żołądku robi podwójne salto w tył i zrobiło mi się niedobrze.
-Masz kontakt z Bartkiem?Powiedział ci o tym?-jedynie to zdołałam z siebie wydusić.
-Tak.Widujemy się od jakiegoś czasu.-oznajmiła z satysfakcją wypisaną na twarzy,kiedy zobaczyła moją reakcje.
-Myślisz,że to mu się spodoba?-zapytała wskazując na czerwoną,skąpą bielizną.-Upss.Zapomniałam,przecież ty niczego nie pamiętasz.-posłała mi kolejny szyderczy uśmiech i odeszła,a ja stałam tam na środku sklepu ze łzami w oczach.I nagle zrobiło mi się jakoś tak gorąco i poczułam się taka słaba.Usłyszałam jedynie krzyk Olki i nie było już niczego.

~*~

Jedyne co czułam to ból.
Okropny.Przeszywający ból.
Fizyczny i psychiczny.
Obudziłam się w łóżku w czyjejś sypialni.Rozejrzałam się i dostrzegłam zdjęcia na komodzie.Musiałam zobaczyć kto to jest,żeby się przekonać gdzie jestem.
Ledwo wstałam obolała.
Czułam,że brakuje mi tchu.
Nie mogłam poruszyć lewą nogą.
Koszmar powrócił.
Pulsowały mi skronie.
Zaczynało brakować mi powietrza.
Czołgałam się na kolanach.
Chwyciłam ramkę w dłonie.
Bartek całujący jakąś kobietę w zaawansowanej ciąży.
Tą kobietą byłam ja.
Upuściłam fotografie na ziemię.
Wszędzie była moja krew.
Do pokoju wpadł Bartek.
-Kochanie musisz na siebie uważać,najważniejsze jest nasze maleństwo.-rzekł kładąc dłoń na moim ogromnym brzuchu.
Zaczęłam krzyczeć.
Ból się nasilał.
Nagle wszystko przepadło.


Ból zniknął.
Otworzyłam oczy.
Znowu znajdowałam się w jakimś obcym miejscu.
Leżałam w małym łóżku okryta różową kołderką w kucyki pony.
Wstałam i zaczęłam się rozglądać.
Przeraziłam się na widok swojego odbicia w lustrze.
Byłam młodą,na oko 13 letnią,nieco pulchną dziewczynką z długimi,jasnymi,falowanymi blond włosami,rumianymi policzkami i dużymi,niebieskimi oczami.
Drzwi od pokoju z hukiem się otworzyły.
Wtargnął do nich jakiś mężczyzna.
Był niski,nieco przy kości,ale wyglądał na miłego człowieka.
Na początku się wystraszyłam,ale później poczułam ulgę i się do niego przytuliłam.
-Przypomina mi pan mojego tatę,on też bardzo mnie kochał.-oznajmiłam,a on mnie pocałował.
Najpierw w czoło.
Później w policzki.
W usta.
I szyje.
Zaczęłam mu się wyrywać,ale trzymał mnie mocno.
Płakałam.
Uderzył mnie.
Zdarł ze mnie moją piżamkę w kolorowe misie.
Dotykał mnie.
Całował.
Zapewniał,że mnie kocha.
To bolało.


Ciemność.
Krzyki.
Moje krzyki.
-Kochanie spokojnie,to tylko zły sen.-usłyszałam znajomy,kojący głos i wtuliłam się w nagą,ciepłą klatkę piersiową mężczyzny.
-Może przełożymy ten jutrzejszy wyjazd na grób twoich rodziców.To budzi w tobie tyle emocji,że znowu wróciły te koszmary.-zaproponował.Zaświecił lampkę nocną,dzięki czemu mogłam mu się przyjrzeć.
Bartek.
Rozglądnęłam się po pomieszczeniu.
Sypialnia.
Łóżko.
Komoda.
Nasze zdjęcia.
-Jutro jest rocznica ich śmierci,musimy jechać.-odparłam.
Przytaknął i mnie przytulił.
Pocałowałam go.
Głaskał mnie po policzku.
Jego usta zjechały na moją szyję.
Na dekolt.
Pozbył się mojej koszuli nocnej.
Całował brzuch.
Uda.
Brakowało mi tchu.
Pulsowały mi skronie.
Przeszył mnie ból.
Zaczęłam krzyczeć.

Ból.
Pokój.
Łóżko.
Światło.
Pisk urządzeń.
Szpital.
Mój krzyk.
Ogień w gardle.
Andrzej.



Jestem razem z moim dziwacznym zakończeniem.Nie byłabym sobą,gdybym wciąż pisała o szczęściu,miłości i kolorowej tęczy.Mam nadzieję,że się Wam spodoba.Myślę nad zmianą wyglądu bloga,ale to jeszcze nic pewnego.W razie czego,przepraszam za wszelkie niedogodności.
Do następnego ! 










czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 13

Przyszedł czas na przygotowania do sezonu reprezentacyjnego.Wiedziałam,że będzie mi ciężko wytrzymać tak długo bez Andrzeja,ale byłam z niego tak bardzo dumna widząc go w biało-czerwonej  koszulce z orłem na piersiach,że nie sposób było obrać to w słowa.
-Jesteś tego pewna?Mogę jeszcze wszystko odwołać,mogę zrezygnować.Pojedziemy gdzieś do ciepłych krajów,odpoczniemy.
-Chyba jeszcze się nie obudziłeś i nie wiesz co mówisz.-odparłam niemalże karcącym tonem głosu.
-Ale...
-Nie ma o czym mówić.Doskonale wiem ile znaczy dla ciebie bycie częścią tej drużyny,a ze mną jest już wszystko w porządku.Dam sobie bardzo dobrze sama radę.Chyba w to nie wątpisz?
Zapadła głucha cisza.Patrzyłam na niego jak na wariata,przecież ja sobie świetnie sama radzę,no może nie zupełnie sama,bo mam jego i naszych przyjaciół,no ale...
Nagle ni stąd ni zowąd wybuchnął głośnym śmiechem.Uniosłam wymownie jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce pod biustem.Mnie wcale nie było do śmiechu.
-Już się nie dąsaj,no.-szturchnął mnie delikatnie i zamknął w szczelnym uścisku.Przylgnęłam policzkiem do jego klatki piersiowej i przymknęłam oczy wsłuchując się w równomierne bicie jego serca.
-Kocham cię ty wrośnięta,włochata kupo mięśni.-mruknęłam,a on wybuchnął głośnym śmiechem.
-Ja ciebie też,nawet nie wiesz jak bardzo.-odparł wpatrując się w moje oczy i delikatnie uśmiechając.Za każdym razem,kiedy wyznawał mi miłość czułam "motylki" w brzuchu i nie przestawało mnie to zachwycać.Jego dłonie powędrowały z mojej tali na kark.Musnął delikatnie moje usta,a ja przyciągnęłam go do siebie za koszulkę i mocniej pocałowałam.Nasze języki toczyły zaciętą walkę.Wplątałam dłoń w jego gęste włosy,drugą zaś gładziłam jego zarośnięty policzek.
Poczułam jego duże ręce zaciskające się na moich pośladkach i po chwili uniosłam się do góry oplatając go wokół bioder.
-Kierunek sypialnia....
~*~
-Nie martw się,zaopiekuję się Andrzejkiem.Będę doglądał dzień w dzień jego fali,przystrzygał ją,dbał o nią,zaczesywał na boczek.Wiem jaka jest dla ciebie ważna.-oznajmił Karol tuląc mnie na pożegnanie.Poczułam jak jego klatka piersiowa wibruje od głośnego śmiechu.
-Zaraz ci się oczy od tego rżenia jeszcze bardziej rozejdą i wtedy wszyscy zauważą,że masz zeza,nie tylko ja!-odgryzłam mu się,a on zamilkł i posłał mi spojrzenie płatnego,seryjnego zabójcy.
-Nie mam zeza.Ola powiedz jej coś!-odburknął,wydymając dolną wargę.
-No wiesz...Nikt nie jest idealny,a ja kocham cię takiego jaki jesteś.-stwierdziła Karolowa dziewczyna,a ja zaczęłam się tak głośno śmiać,że nie mogłam złapać oddechu.
-I kto tu rży...-prychnął Kłos.
-A ty!-wskazał na Olkę palcem.-Ty się do mnie nie odzywaj nikczemna kobieto!
I odszedł,po to tylko by za kilka sekund wrócić i uściskać ją mocno.
-Jesteś głupia,ale cię kocham.-oznajmił i wpił się w jej usta tak zachłannie,że aż speszona odwróciłam wzrok.
-Widzę,że nie tylko ja nie mogę znieść wszystkich tych całujących się i obściskujących par.-Bartek podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Z tym,że mnie obrzydza jedynie Kłos i jego dziwaczne sposoby okazywania miłości.Reszta jak dla mnie jest urocza.No popatrz tylko na Jarosza i jego płomiennowłosą latorośl albo na Winiara i Dagmarę.Nigdy nie widziałam tak ożywionego Miszy jak w chwili,kiedy całował swoją żonę,zazwyczaj to nie wie jaki mamy dzień i czy przypadkiem nie wysadził Oliwiera pod złą szkołą,a tu proszę bardzo.
-Mogę jeszcze uznać,że ten mały,rudy gagatek jest uroczy,ale wymieniający ze sobą ślinę Winiarowie już tak jakby trochę mniej...-odparł,a ja zachichotałam pod nosem widząc jego zniesmaczoną minę.
Usłyszałam krzyk trenera i cała zgraja tych wyrośniętych mężczyzn zaczęła wpakowywać się do autokaru,który miał zawieść ich do spalskich lasów.
-Na mnie już czas...Kocham cię bardzo i będę za tobą tęsknił jak diabli.-zostałam zmiażdżona przez Andrzeja,ale w sumie wolałam się dusić owinięta szczelnie jego ramionami niż zostać sama bez niego.Łzy stanęły mi w oczach,a w gardle pojawiła się ogromna gula uniemożliwiająca mówienie.Nakrzyczałam sama na siebie w myślach i nakazałam być twardą,w końcu to nic takiego,Wronka nie jedzie na  żadną wojnę,tylko do Spały i wróci stamtąd cały i zdrowy.
-Też cię kocham.Trzymam za ciebie kciuki mistrzu.-pocałowałam go mocno i zachłannie,nie zważając na głośny jęk Kurka stojącego nieopodal.Uściskałam się ze wszystkimi zawodnikami,którzy znajdowali się blisko mnie i stałam tam na tym parkingu otoczona dwudziestką kobiet i zgrają maluchów machając naszym chłopcom na pożegnanie.
-Ciao Bejbe!-Piter wychylił jeszcze głowę przez szybę posyłając swojej ciężarnej małżonce Aleksandrze soczystego buziaka,a mi tak nagle zachciało się zaszyć w domu,zjeść zapas lodów czekoladowych ukrytych w zamrażalce na moje "ciężkie dni" i włączyć sobie Avengersów i zrobić maraton,najlepiej kilkudniowy.

~*~
Wszystko potoczyło się tak szybko.Trzecie miejsce w Lidze Światowej,ulegliśmy Brazylijczykom i Francuzom,drugie na Olimpiadzie w Rio,przegrana z Amerykanami.Nie spodziewałam się,że wszystkie te mecze,wygrane i porażki wzbudzą we mnie tyle emocji.Trzęsły mi się dłonie,a łzy stawały mi w oczach za każdym razem kiedy śpiewałam z wielotysięczną publiką a'capella Mazurka Dąbrowskiego.Było to niesamowite z niczym nie równające się przeżycie.Byłam taka szczęśliwa i dumna z naszych chłopaków,że uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Po tym okresie reprezentacyjnym postanowiliśmy zrobić sobie małe wakacje,sam na sam,gdzieś daleko,gdzie będzie ciepło i spokojnie.Obraliśmy kurs na Cypr.

~*~
-Jak myślisz czy moja piękna,cudowna dziewczyna zechciałaby pójść ze mną dzisiaj wieczorem na romantyczną kolację?-zapytał ponętnym,zachrypniętym głosem kładąc się tuż obok mnie na leżaku. Dopiero co wyszedł z basenu,był zimny i cały mokry.Błądził kciukiem po moim nagrzanym ramieniu powodując ciarki na całym moim ciele.Uśmiechał się delikatnie pod nosem.
-Myślę,że żadna kobieta nie jest w stanie ci odmówić.-odparłam,a on bardzo delikatnie musnął moje usta przygryzając dolną wargę.Jego ręka spoczęła na moim udzie,drugą zaś podpierał się leżąc na boku.
-Mhm..-mruknęłam niezadowolona,kiedy oderwał się ode mnie.Pragnęłam jego bliskości,dotyku, pocałunków.
-Zachowaj resztki energii na wieczór,teraz muszę iść coś załatwić.-oznajmił i wstał muskając mój policzek.Otarł to swoje seksowne,umięśnione ciało ręcznikiem,założył koszulkę,japonki i odszedł.
Zrobił kilka kroków i zatrzymał się odwracając.
-Mam nadzieję,że wzięłaś ze sobą jakieś szpilki i sukienkę.-stwierdził.
-Miałam jakieś dziwne przeczucie,że mogą się przydać i dzięki Bogu,że je wzięłam.Dziwnie wyglądałabym na  romantycznej kolacji w kostiumie kąpielowym albo szortach.
-Jak dla mnie mogłabyś być nawet naga,ale wątpię czy zdołałbym odpędzić tych wszystkich mężczyzn podziwiających twoje piękne ciało.-odparł,a ja poczułam róż wpływający na moje policzki.Posłałam mu jedynie uśmiech i postanowiłam,że wskoczę do basenu,bo jakoś strasznie mi się gorąco zrobiło...
~*~

Dziękowałam niebiosom za to,że wzięłam tą kieckę. i jasne,cieliste sandałki na szpilce.Przeglądnęłam się jeszcze raz w lustrze,poprawiając kilka pasm loków,które uwolniły się z mojego koka i opadały luźno na twarz.
-Gotowa?-drzwi do łazienki uchyliły się i pojawiła się w nich twarz Andrzeja.Uśmiechnął się szeroko na mój widok i wszedł do środka.Wyglądał niesamowicie w granatowych spodniach od garnituru,luźnej,niedopiętej białej koszuli i marynarce przewieszonej przez ramię.
-Wow.Wyglądasz cudownie.-oznajmił,a ja zaklęłam w myślach na widok pojawiających się na moich policzkach rumieńcach.
-Dziękuję,ty też wyglądasz niczego sobie.-odparłam,a on uśmiechnął się czarująco,musnął moje usta i złapał za dłoń.Czułam,że zaczynam się trochę stresować,sama nie wiedziałam dlaczego,ale w gruncie rzeczy była to nasza pierwsza taka randka.Zazwyczaj wychodziliśmy do kina,czy do knajpki,nigdy jednak nie byliśmy tacy eleganccy. 
-Miejsce,w które chcę cię zabrać jest dosyć nie daleko,więc pomyślałem,że się przejdziemy,chyba,że chcesz to złapię nam taksówkę....-zaproponował.Zgodziłam się na spacer,było tak przyjemnie,słońce delikatnie jeszcze grzało,wiał ciepły wiaterek,a niebo zrobiło się pomarańczowo-różowe.
Szliśmy trzymając się za ręce,podziwiając widoki i szczerząc się od ucha do ucha.
Po dziesięciu minutach spaceru dotarliśmy do zjawiskowej restauracji umieszczonej na skale tuż przy wybrzeżu .Wystrój był przepiękny,wszędzie były jasne świece,a stoliki były przybrane na biało.
-Nasze miejsce jest u góry.-oznajmił.Gdy wspięliśmy się drewnianymi schodami na piętro,znaleźliśmy się na czymś w rodzaju ogromnego tarasu z widokiem na miasto,niebieskie morze i zachodzące słońce.Nasz stolik stał na podeście wokół którego rozstawione były świeczki i rozsypane płatki róż.
-Podoba ci się skarbie?
Przytaknęłam jedynie,nie mogąc wydusić z siebie słowa z zachwytu.



Wreszcie jestem!!! Bardzo przepraszam za taką długą nieobecność,ale chyba już wiecie jak to ze mną jest.... Mam nadzieję,że teraz wena mi dopiszę i będę częściej.





czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 12

Te święta były najlepiej spędzonym czasem w moim życiu.Nigdy nie czułam takiego rodzinnego ciepła,bezpieczeństwa i komfortu.Czułam się zupełnie akceptowana przez każdego członka tej cudownej rodziny i było mi z tym tak dobrze,że zupełnie zapomniałam o szarej rzeczywistości.
-Zadowolona?-zagadnął Andrzej,kiedy byliśmy już w drodze powrotnej.Oderwałam wzrok od szyby i pokiwałam jedynie głową posyłając mu mój szeroki uśmiech.
-Dziękuję.-mruknęłam po chwili,a on położył swoją olbrzymią dłoń na moim kolanie i zaczął je masować.Niestety nie było mi dane poczuć jego dotyk,bo nadal nie odzyskałam czucia w nodze. Odgoniłam jednak złe myśli i obiecałam sobie,że nie będę psuć swojego dobrego nastroju.
Postanowiłam,że jak tylko wrócimy do Bełchatowa spotkam się albo chociaż zadzwonię do Bartka.Martwiłam się o niego.Chciałam też w końcu normalnie zacząć funkcjonować,nie ograniczać Andrzeja,zacząć znowu chodzić na mecze,spotykać się z naszymi wspólnymi znajomymi,których unikałam od miesięcy. Doszło do mnie,że popełniłam parę błędów i chciałam je naprawić.
-Zaprosisz Karola i Olę na kolacje? Albo wyskoczymy gdzieś z nimi jutro?Hmmm?-zapytałam,kiedy staliśmy przed drzwiami naszego bełchatowskiego mieszkania,a Wronka szukał kluczy.
-Ty tak serio?
-Nie,udaję....-odparłam z ironią wywracając oczami,a on zachichotał pod nosem.Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w środku udzielił mi odpowiedzi.
-Bardzo chętnie.Cieszę się,że to zaproponowałaś.-przygarnął mnie do siebie i objął w tali całując. Upuściłam trzymane w dłoniach kule i przylgnęłam do jego torsu.
-Bardzo chętnie wylądowałabym teraz z tobą w sypialni albo w łazience biorąc wspólną kąpiel,ale chciałam jeszcze coś załatwić.-oznajmiłam odrywając się od jego wilgotnych warg i podążając w stronę kanapy.Uśmiechnęłam się szeroko słysząc jego jęk zawodu.Kiedy już usiadłam wygodnie,zadzwoniłam do Bartka.
-Halo?-głos uwiązł mi w gardle,kiedy usłyszałam jego głos.
-Halo?Jest tam kto?-odparł nieco poirytowany,a ja otrząsnęłam się i wreszcie się odezwałam.
-Cześć to ja Karolina.Przepraszam,jeśli przeszkadzam....-zabrzmiałam dużo bardziej histerycznie niż bym chciała,ale nie mogłam opanować drżącego głosu.Miałam ochotę dać sobie po twarzy za to,że nie potrafiłam okiełznać swoich emocji i tego strachu,który zawsze odczuwałam,kiedy tylko słyszałam jego głos.
-Cześć.Miło cię słyszeć.
-Chciałam zapytać jak minęły święta i jak się czujesz?
-Trzeźwo-odparł śmiejąc się pod nosem.-I dosyć spokojnie.Pojechałem do rodziny razem z Dominiką.Czuję się lepiej,trochę męczył mnie kac i ciągnęło mnie do wódki,ale dałem radę.
Znowu poczułam to dziwne ukłucie w sercu,kiedy wspomniał o pani Perfekcyjna Blondyna.
-Ta Dominika to twoja....
-Kuzynka.Zaczęła pracę jakiś czas temu w Bełchatowie.Mama zresztą przeczuwała,że coś ze mną nie tak i myślę,że to jej sprawka.-oznajmił,a ja chyba poczułam ulgę.
-Rozmawiałem z trenerem.Powiedziałem mu,że zapisałem się na spotkania AA,a on obiecał,że jak tylko będę na nie regularnie chodził i starał się bardziej na treningach,to da mi drugą szansę.
-To super!Bartek,nawet nie wiesz jak się cieszę.-odparłam,naprawdę szczęśliwa z tego powodu.Wyglądało na to,że rzeczywiście zaczęło się wszystko powoli układać.Wierzyłam,że uda mu się pokonać te wszystkie trudności i zostanie w drużynie.
-To wszystko dzięki tobie.Dziękuję za to,że wtedy do mnie przyszłaś.
-Dzięki mnie wydarzyło się też wiele strasznych rzeczy.....Więc proszę cię,nie dziękuj,musiałam naprawić swoje szkody.Cieszę się,że między nami jest okej i że ty sobie radzisz.-oznajmiłam.



Wkrótce rzeczywiście zaczęłam wychodzić do ludzi.Spotkania z Olą i Karolem były częścią mojego nowego życia,bo Andrzej praktycznie w ogóle nie rozstawał się ze swoim najlepszym przyjacielem,a ja złapałam świetny kontakt z jego dziewczyną.Z resztą też widywałam się dosyć często.Pomiędzy mną i Bartkiem nie było już żadnej dziwacznej bariery,chociaż wciąż czułam kłucie w żołądku,kiedy rozmawiałam z nim na jakiś poważniejszy temat albo kiedy przez dłuższy czas patrzył mi oczy.Może po prostu nie chciałam go już nigdy więcej skrzywdzić i dlatego się tak zachowywałam.....Tak,to na pewno o to chodziło,bo o co innego mogłoby się rozchodzić?Chodziłam z chęcią na rehabilitację,odkąd moje życie towarzyskie zrodziło się na nowo nie lubiłam siedzieć bezczynnie w domu.Z jednej strony odpoczywałam i wieczorami naprawdę miło było posiedzieć w samotności,ale z drugiej strasznie mnie to dołowało i rozleniwiało.
Na moje szczęście wszystko układało się po mojej myśli,a ćwiczenia przynosiły efekty i już pomału zaczęłam kuśtykać na swojej lewej nodze,wciąż jednak potrzebując kul.Odczuwałam ból z każdym krokiem,ale sto razy bardziej wolałam to zamiast tego mojego kalectwa.Zapisałam się też na studia,chciałam w końcu normalnie zarabiać,a o swoim poprzednim fachu nie wiedziałam za wiele i postanowiłam,że czas się wykształcić na nowo.


Obudziłam się rano wcześniej niż Andrzej,jakaś taka niespokojna i z dziwnymi przeczuciami.Wstałam i podreptałam do kuchni zrobić sobie kawę.Nie lubiłam,gdy w domu było za cicho,więc postanowiłam włączyć telewizor obojętnie na jakim kanale i posłuchać o jakichś bzdurach.Stojąc po środku salonu nagle zorientowałam się,że czegoś mi brakuje.
-Andrzej!Chodź tu szybko!!!-zaczęłam wrzeszczeć.Po dosłownie kilku sekundach  środkowy wpadł do pokoju i o mało nie zabił się na śliskim parkiecie przy pierwszym zakręcie.
-Jezusie Chrystusie co się stało?-zapytał wybałuszając oczy z przerażenia.Nie odpowiedziałam tylko ruszyłam w jego stronę żwawym krokiem,zupełnie sama,bez niczyjej pomocy,bez kul,na obu nogach.
Z jego gardła wydobył się jakiś dziwaczny,nienaturalny,wysoki dźwięk i aż usiadł z wrażenia na podłodze.


Wpatrywałem się w nią osłupiały.Zupełnie nie wiedziałem co mam powiedzieć ani co zrobić.Zaczęła się śmiać,a jej oczy zaszły łzami.Ukucnęła przy mnie i wtuliła się we mnie z taką siłą,że wylądowałam plecami na zimnej podłodze.Uroniła kilka łez.
-Udało się nam.-wydukałem wzruszony.
Wpatrywała się w moją twarz z taką czułością,jak nigdy dotąd.Nie mogłem oderwać wzroku od jej niebieskich,pięknych oczu.Chwyciłem kosmyki jej włosów opadające na moją buzię i założyłem je jej za ucho.Musnąłem jej wargi starając się wyrazić przez ten pocałunek jak bardzo ją kocham i jak bardzo jestem szczęśliwy.Podniosłem się z ziemi nadal trzymając ją w ramionach i nie przestając całować.Oplotła mnie nogami w pasie,wplątując dłonie w moje włosy.Było tak jakoś inaczej niż zwykle.Czułem z każdym jej oddechem,z każdym ruchem,z każdym muśnięciem warg,dotykiem ciepłej,delikatnej skóry,z każdym zaciągnięciem się jej zapachem,że kocham ją do szaleństwa i że ona kocha mnie równie mocno.


-No to musimy to uczcić!-usłyszałam głos Karola w telefonie Andrzeja.Tak jak zarządził Karollo,tak się stało.Postanowiliśmy,że wyjdziemy razem na miasto,do kina,na jakąś kolację i po prostu spędzimy miło czas.
-Kto będzie oprócz Kłosa i Olki?-zapytałam,kiedy stroiłam się przed lustrem,a przed oczami mignęła mi postać Andrzeja szukającego swojej ulubionej koszulki.Ja nigdy nawet nie zwróciłam uwagę która to,bo Wronka wiecznie nosił jednakowe koszulki,jednokolorowe,bez wzorów,ewentualnie koszule.
-Facu,Uriarte i Włodi...A co?-mruknął przegrzebując kolejne szuflady i pułki,robiąc w nich taki bałagan,że aż mi serce pękało na myśl o tym ile czasu spędziłam na ich prasowaniu i składaniu.
-Nic.Tak,pytam.-przeglądnęłam się ostatni raz w lustrze i wyszłam nie mogąc patrzeć na tą rosnącą kupę ubrań na naszym łóżku.Związałam włosy w warkocz,maźnęłam usta błyszczykiem,wytuszowałam rzęsy i byłam już gotowa.Ubrana stałam w korytarzu,stąpając z nogi na nogę i czekając na moje ptaszysko.
-Gotowa?-kiedy wreszcie się pojawił,chwycił mnie za dłoń i popatrzył na mnie tym swoim łagodnym,ciepłym spojrzeniem.Zamykając za sobą drzwi i zbiegając po schodach czułam się tak jakby od tamtej chwili cały świat stał dla mnie otworem,a ja jestem wolna niczym ptak.


Mam wrażenie,że nieco monotonnie.Mam nadzieję,że jakoś to wyszło.
Do następnego:*









niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 11


Przebywałam z Pauliną,panią Jolą i Józefą w kuchni.Przygotowywałyśmy wigilijne potrawy,podczas gdy nasi mężczyźni dekorowali dom świątecznymi ozdobami.Kobiety nie pozwoliły mi się przemęczać i mimo,iż tłumaczyłam,że z moim zdrowiem naprawdę jest wszystko dobrze,a gotowanie dla mnie to żaden problem,nadal uparcie zabraniały mi cokolwiek robić.Usiadłam więc na wysokim,barowym stołku i zaczęłam lepić uszka.
-Jesteś strasznie uparta.-pokręciła głową pani domu i wręczyła mi kolejną porcję ciasta na pierogi.Zadowolona niczym mała dziewczynka,wzięłam się za jego rozwałkowywanie.
-Mam nadzieję,że Mikuś was nie zamęczy na śmierć.-wtrąciła Paulina.
-Świata poza Andrzejem nie widzi,a fakt,że "ciocia Karola ma taką fajną laskę,którą można zabijać obcych" sprawił,że nie przestaje o tobie gadać.-oznajmiła,a my w trójkę wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Mały jest cudowny.-odparłam,a ona jedynie uśmiechnęła się czule.Widziałam te iskierki radości w jej brązowych oczach,kiedy mówiła o swoim synu.To musiało być cudowne uczucie posiadać własne dzieci,patrzeć jak się rozwijają,jak uśmiech nie schodzi im z twarzy,słuchać jak się śmieją.
Wpatrywałam się w jej dumne,matczyne oblicze i stwierdziłam,że w rodzinie Wron wszystkie kobiety są takie naturalnie piękne.Mają ciemne,czekoladowe włosy,rumiane policzki,pełne,malinowe usta i zgrabne figury.Pani Jola była łudząco podobna do Pauli,wyglądała niczym jej mama,ale nie było w tym nic dziwnego skoro były bliźniaczkami.Jeżeli chodzi o mężczyzn,wcale nie było gorzej.Antek był szczupły i wysoki,miał ciemne włosy i oczy,które ukrywał za dużymi okularami korekcyjnymi.Posiadał przy tym tą delikatną urodę matki,miał jej rysy twarzy i jej ujmujący uśmiech.Pan Tadeusz także był wysoki,męski,dobrze zbudowany,miał szerokie barki,brodę i spokojnie,jasnoniebieskie oczy.Andrzej wyglądał zupełnie jak ojciec,nawet podobnie zakładał nogę na nogę,kiedy leżał wyłożony na kanapie i coś oglądał.
Gdy wieczorem wszystko było już gotowe zasiedliśmy przy kominku,kobiety z lampkami czerwonego wina w dłoniach,mężczyźni z jakimś innym alkoholowym trunkiem roboty dziadka Ludwika.Siedziałam wtulona w Andrzeja,a on co po chwilę całował mnie w czoło niczym małą dziewczynkę.
-Kocham cię.-mruknął mi na ucho i po raz kolejny pocałował.
~*~
-Chyba oszalałeś...-mruknęłam,kiedy znaleźliśmy się już w sypialni.Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi Andrzej rzucił się na mnie niczym głodne zwierze.Nie powiem,że mi się to nie podobało,wręcz przeciwnie,ale dom był pełen ludzi.Jedynie jedna ściana dzieliła nas od sypialni rodziców,oraz pokoju gościnnego,w którym nocowali dziadkowie.
-Przecież nas usłyszą.-oznajmiłam.Wrona nie przestawał mnie całować z nadzieją,że w końcu uda mu się mnie nakłonić.Jego wilgotne wargi muskały każdy skrawek mojego ciała,doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości.Nie dałam rady mu się dłużej opierać i rzuciłam się na niego,napierając na jego usta.Niemal zdarłam z niego koszulkę i przyssałam się do jego umięśnionego torsu.Uwielbiałam błądzić dłońmi po jego mięśniach,rozbudowanych plecach i kształtnych ramionach.Podczas,gdy ja zachwycałam się jego klatką piersiową i walczyłam z jego paskiem,sprawnie pozbył się mojego biustonosza,rzucając go gdzieś w kąt pomieszczenia i zaczął pieścić moje piersi.Najpierw masował je i ściskał dłońmi,po czym położył mnie na plecach i do pracy przystąpiły jego usta.Odchyliłam się w tył wydając z siebie jęki rozkoszy i zadowolenia,nie pamiętając o bożym świecie.Byłam taka rozgrzana i napalona,że pragnęłam go wreszcie poczuć w sobie.Andrzej zdawał się czytać mi w myślach,pozbył się moich spodni oraz bielizny i całując wewnętrzną stronę moich ud zbliżał się do mojej kobiecości.Kiedy wreszcie tam dotarł,jego sprawny język i palce sprawiły mi tyle przyjemności,że nie mogłam się powstrzymać i szczytując krzyczałam jego imię,wbijając paznokcie w jego plecy.
Jego usta od razu odnalazły moje.Odrywał się ode mnie tylko na moment,by wyszeptać jak bardzo mnie kocha i pragnie.Wygięłam się w łuk,kiedy wreszcie poczułam go w sobie.Jego ruchy były silne,stanowcze i pełne delikatności zarazem.Wplątałam palce w jego gęste włosy,nie przestając go całować.Orgazm przyszedł ze zdwojoną siłą,czułam jak dreszcze przechodzą przez całe moje ciało i gdy tylko wyswobodził mnie ze swoje uścisku,opadłam bez sił na pościel.
-Kocham cię.-wyszeptałam,gdy wtulił się we mnie.
-Ja ciebie też.-mruknął i niemal od razu zasnął.
~*~
Obudziłem się jako pierwszy i na samą myśl o wczorajszej nocy uśmiechnąłem się od ucha do ucha.Obróciłem się na bok i przyglądałem się Karolinie,gdy spokojnie sobie spała.Była naga,przykryta do połowy kołdrą.Jej zmierzwione włosy opadały na jej wiecznie rumiane policzki i ramiona,Nie zdążyłem się przyzwyczaić do tego,że jest moja i czułem się trochę tak jakbym ją podglądał.Zakryłem ją więc kołdrą i całując w czoło obudziłem ją przez przypadek.
-Czeeeść.-mruknęła lekko zachrypniętym głosem i przeciągnęła się ziewając.Śledziłem dokładnie każdy jej ruch nie mogąc oderwać od niej wzroku.Była taka piękna.
-Jestem brudna?-zmarszczyła brwi i zaczęła rozglądać się za jakimś lusterkiem.
-Nie,po prostu cię kocham.-odparłem,a ona wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk,coś w rodzaju miałczenia kota i uśmiechając się uroczo wtuliła się we mnie.
-To trochę takie nierealne,wiesz...
-Dlaczego?-zapytałem zerkając na nią zdziwiony,
-No,bo jeszcze kilka tygodni temu nie dawałam sobie szans,a teraz jestem tu gdzie jestem,w ramionach mężczyzny,któremu zawdzięczam tak wiele i myślę,że czuję się szczęśliwa.-oznajmiła.Była tak blisko mnie,że muskała ustami mój tors,kiedy coś mówiła.Na całej powierzchni mojego ciała pojawiła się gęsia skórka.Jeszcze chyba żadna kobieta nie działała na mnie tak jak ona.
-To chyba dobrze.
-Chyba tak.

Jestem! Spóźniona,ale musicie mi wybaczyć.W moim życiu ostatnio tyle się działo,że ostatnią rzeczą o jakiej myślałam było pisanie.Mam nadzieję,że nie będziecie miały mi tego za złe.O ile ktoś w ogóle tutaj jeszcze jest.
Chciałam z góry przeprosić za wszelkie błędy,jestem strasznie nie pewna tego,co napisałam.W końcu to moja pierwsza scena +18 i trochę mi głupio,bo nie mam w tym doświadczenia.
Dziękuje tym,którzy jeszcze tutaj są ! <3

piątek, 3 października 2014

Rozdział 10

Siedziałam na klatce,na ubłoconych,mokrych od śniegu schodach i próbowałam jakoś dojść do siebie.Łzy płynęły mi po policzkach,serce kołatało,dłonie się trzęsły,a ja zastanawiałam się gdzie popełniłam błąd i dlaczego musiał on tak wiele kosztować.Nagle rozdzwonił się mój telefon.Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Andrzeja ubrudzonego czekoladą na twarzy i szczerzących do aparatu zębach.Uśmiechnęłam się mimowolnie na ten widok i odebrałam.
-Halo?
-Przepraszam,że przeszkadzam,ale powinniśmy być już na miejscu.Karo....proszę pośpiesz się.-odparł środkowy,a ja zerknęłam na zegarek i uświadomiłam sobie,że minęła już godzina.
-Jasne,zaraz będę.-rozłączyłam się,przetarłam dłońmi zaczerwienione,wilgotne powieki,naciągnęłam czapkę na uszy i wyszłam.Było mi strasznie zimno i zanim dotarłam do samochodu moje stopy zamieniły się w kostki lodu.
-Boże,straszny mróz...-mruknęłam na wejściu i od razu przyłożyłam zmarznięte palce do wylotu ciepłego powietrza,czując jak przechodzą mnie dreszcze.
-Co to,u Kurka nie grzeją...?-szatyn zachichotał z własnego żartu,a ja pokręciłam jedynie głową.
-Walisz ostatnio takie suchary,że dramat.-odparłam,a on otworzył szeroko oczy i popatrzył się na mnie z udawaną urazą wypisaną na twarzy.
-Nie prawda.-bąknął.
-Właśnie,że prawda.
-A właśnie,że nie.
-A właśnie,że tak.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
I gdy miałam powiedzieć już kolejne "tak" wpił się w moje usta uciszając mnie.Rozchyliłam delikatnie wargi,a on wtargnął do środka,językiem drażniąc moje podniebienie i pobudzając zmysły.Od razu zrobiło mi się gorąco.Wplątałam palce w jego gęste włosy i przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie.Jedna z jego dłoni znajdowała się na moim karku,druga siłowała się z zamkiem od kurtki,by już po chwili pieścić moje rozgrzane ciało.Oderwaliśmy się od siebie,gdy już brakowało nam tchu.Stykaliśmy się czołami i nosami,patrząc sobie w oczy.
-Tak.-mruknęłam,a on zaczął się śmiać.
-Jesteś nienormalna.-mruknął i jeszcze raz musnął moje usta.
W końcu wyruszyliśmy w drogę.Jechaliśmy w ciszy,więc miałam czas by trochę pomyśleć i znów zacząć się tym wszystkim przejmować.Przed oczami stanęła mi twarz Bartka i ten ból wypisany w jego oczach,kiedy mówił mi o Falasce i o tym,że chce go wyrzucić z drużyny.Postanowiłam,że muszę coś z tym zrobić,porozmawiać z Miguelem i pomóc mu jakoś.
-W ogóle nie rozmawiamy o twojej pracy...-zaczęłam,zastanawiając się czy Andrzej przyzna się do tego,że wie o sytuacji z Kurkiem,czy będzie dalej to przede mną ukrywał.
-Nic ciekawego się nie dzieję...Treningi,siłownia,mecze i tak w kółko.-odparł,wzruszając ramionami.
-Żadnych sensacji?Nikt nie złamał palca,nikt nie skręcił stawu skokowego?Nikt nie wyszedł do klubu przed ważnym meczem i nie schlał się jak świnia?
-Karollo trochę narzeka na kolano,ale z resztą wszystko jest w porządku.-oznajmił i popatrzył na mnie podejrzliwie.Uśmiechnęłam się do niego niewinnie i postanowiłam,że póki co nie będę drążyć tego tematu.
Po niecałej godzinie dotarliśmy na miejsce.Dom rodzinny Andrzeja był taki,jaki go sobie wyobrażałam.Duży w słonecznym,żółtym kolorze z ogromnym tarasem,kolumnami i mnóstwem roślin w około.Od razu sobie pomyślałam,że w lecie musi być cudownie wygrzewać się na leżaku,czytać książkę i wdychać ten cudowny zapach ogrodu,świeżo skoszonej trawy i kwitnących kwiatów.
-Gotowa?-Szatyn zapytał,kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi.Gdyby nie fakt,że dzierżył w rękach nasze bagaże,od razu chwyciłabym za jego dłoń by dodać sobie jakoś otuchy.Nie czułam się za pewnie,a tak naprawdę to byłam po prostu przerażona.Bałam się tego,że mnie nie zaakceptują,w końcu ja z moim kalectwem byłam tylko kulą u Andrzejowej nogi i nie zdziwiłabym się gdyby jego rodzice stwierdzili,że chłopak się tylko przy mnie marnuje i zasługuje na kogoś lepszego ode mnie.
-Tak.-odparłam w końcu i zadzwoniłam dzwonkiem.Po kilku sekundach drzwi otworzyły się,a w nich stanął mały,może 5 letni chłopiec.
-Wuuujek.-krzyknął i rzucił się na Andrzeja.
-Cześć Miki.-szatyn wziął swojego chrześniaka na ręce i ucałował jego czółko.-Jaki z ciebie wielki chłop się zrobił,nie wierzę...
Blondynek wyszczerzył malutkie ząbki w szerokim uśmiechu i zafascynowany wujkiem nie zwrócił na mnie uwagi.Dopiero po chwili zorientował się,że ktoś za nim stoi i zerknął na mnie zdziwiony zabawnie marszcząc swój maleńki nosek.
-Kim jesteś?-zapytał,a ja nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.
-Jestem Karolina.-przedstawiłam się,a on popatrzył wymownie na Wronkę by ten odstawił go na ziemie,po czym podał mi dłoń i wypiął się dumnie.
-Nazywam się Mikołaj i mam 5 lat.-oznajmił.
-Jesteś moją nową ciocią?-zapytał,a ja przytaknęłam.-To super!Lecę powiedzieć mamie.-odparł  ucieszony i już go nie było.Andrzej objął mnie w tali przyciągając do siebie i całując w skroń.
-Mówiłem,że będzie dobrze.-mruknął mi do ucha i posłał mi to swoje czułe spojrzenie,przez które za każdym razem miękły mi nogi.Zaczęliśmy się rozbierać,gdy do przedpokoju wpadła pani Jola.
-O jakiej cioci Karoli ty mówisz skaa...-urwała w połowie i uśmiechnęła się szeroko na nasz widok.
~*~
-Synku...-mama wpadła w moje ramiona,tuląc się do mnie jakby nie widziała mnie przez całą wieczność.Szybko jednak oderwała się ode mnie i ruszyła w kierunku Karoliny.
-Bardzo mi miło panią poznać.-blondynka przywitała się uśmiechając się nieśmiało,a jej różowe od zimna policzki przybrały krwiście czerwony odcień.Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Co tak oficjalnie,kochanie.Jola jestem.-mama uścisnęła ją i zaprosiła nas do środka.W salonie czekała na nas babcia Józia,siedzący na honorowym miejscu-kraciastym fotelu tuż przed kominkiem,dziadek Ludwik i moja kuzynka Paulina.
-Babciu,dziadku,chciałbym wam przedstawić miłość mojego życia-Karolinę Ziółko.-zacząłem,a ona zupełnie "przypadkiem" nadziała się kulom na moją stopę.Zawstydzona niczym 15-letnia dziewczyna na pierwszej wizycie w domu chłopaka skinęła lekko głową w kierunku dziadków i posłała im niepewny uśmiech.Dziadkowie tacy skrępowani nie byli i wyraźnie zadowoleni z tego,że wreszcie przyprowadziłem jakąś kobietę do domu,zaczęli zadawać jej mnóstwo pytań.
-A jak się poznaliście,kochanienka?-babcia Józia nie dawała za wygraną,po tym jak zapytała ile ma lat,jaki ma znak w zodiaku i czy jest naturalną blondynką,wreszcie zeszła na te tematy bardziej ważne.
-Pracowaliśmy razem,jestem fizjoterapeutką z zawodu.-odparła już z pełnym luzem i uśmiechem na ustach.
-Pewnie jak cię tam ta cała zgraja mięśniaków zobaczyła,to oszalała na twoim punkcie.-wtrąciła Paula,a ona wybuchnęła śmiechem.Uwielbiałem,kiedy to robiła,tak śmiesznie marszczyła przy tym nos,oczy jej się świeciły,a uszy robiły jej się niemal takie czerwone jak te jej okrągłe pucki przed chwilą.Kiedy uznałem,że Ziółko czuje się już wystarczająco pewnie zostawiłem ją z rodziną w salonie i mając nadzieję,że nikt nie zacznie jej wypytywać o nogę,wypadek i inne okropne rzeczy,poszedłem rozpakować nasze rzeczy.
Gdy wróciłem na dół,na kanapie siedział mój młodszy brat Antek razem z tatą i swoją dziewczyną.Wszyscy siedzieli wspólnie,zajadali się moim ulubionym ciastem i pili gorącą czekoladę,której zapach unosił się w całym pomieszczeniu.Wepchnąłem się na siedzenie pomiędzy Natalię i Antka i nic sobie nie robiąc z jego jęków niezadowolenia dobrałem się do murzynka.
-A czym zajmują się twoi rodzice,skarbie?-zapytał ojciec,kiedy akurat połykałem ogromny kęs czekoladowego ciasta,który ugrzązł mi w gardle.Zacząłem się krztusić,a on skarcił mnie wzrokiem.
-Wychowywałam się w domu dziecka...-odparła Karolina,a ja opieprzyłem siebie w myślach za to,że nie uprzedziłem nikogo przed tym,żeby nie zadawał takich pytań.



Wreszcie jestem.Efekt nie powala na kolana,ale nie byłam w stanie z siebie więcej wykrzesać.Mam nadzieję,że się Wam spodoba.Do następnego :*


poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 9

-Nigdy nie zapomnę tego,co dla mnie zrobiłeś.-oznajmiłam pewnego zimowego wieczora,kiedy razem z Andrzejem siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy zdjęcia z jego albumu rodzinnego.
-Nie zostawiłbym w takiej sytuacji kogoś,na kim mi zależy.-odparł,a ja z uśmiechem na ustach wtuliłam się w jego ramię.Czułam się tak bezpiecznie i dobrze  w jego towarzystwie,że najchętniej nie wypuszczałabym go z domu.Zamknęła się z nim w mieszkaniu na cztery spusty,spędzała z nim każdą chwilę,tuląc się do jego umięśnionego torsu co pięć sekund,mierzwiąc jego gęste włosy i całując jego zarośnięte,szorstkie policzki.Na samym początku trochę się bałam tych moich dziwacznych pragnień,myślałam,że może mi odbiło,nigdy wcześniej przecież czegoś takiego nie czułam,ale później po moich dogłębnych analizach i przemyśleniach doszłam do wniosku,że się w nim zakochałam.A to było chyba do przewidzenia.Wrona przebywał ze mną dzień w dzień,wieczór w wieczór,a kiedy był na meczu na drugim krańcu polski,czy świata dzwonił w każdej możliwej chwili.Byłam mu wdzięczna za to jak wiele dla mnie poświęcił.Pokochałam go za to jego ogromne serce,za ten szeroki uśmiech,donośny śmiech i cudowny charakter.No i bądźmy ze sobą szczerzy-kręciło mnie to jego wysportowane ciało.
-Masz ochotę na wino?-zapytałam.Endrju pokiwał tylko głową zajęty szukaniem kolejnego albumu,a ja ruszyłam do kuchni po kieliszki i coś na ząb.Wyciągnęłam z barku moje ulubione wytrawne wino i wskoczyłam z powrotem na kanapę.Delektowałam się tym cudownym smakiem co chwilę wybuchając śmiechem.
-Twoi rodzice naprawdę zrobili ci zdjęcie jak pierwszy raz samodzielnie zrobiłeś siusiu?-pomachałam mu przed nosem zdjęciem 2 może 3-letniego chłopca siedzącego na sedesie i machającego rączką.
-Tsaa.Mój ojciec miał hopla na punkcie uwieczniania "najważniejszych momentów twojego życia synu."-odparł cytując własnego tatę,a ja o mało nie pękłam ze śmiechu.
~*~
-Czujesz coś do Anastazji?-zapytałam ni stąd ni zowąd.Normalnie bym się nigdy na to nie zdobyła,chociaż to pytanie krążyło mi po głowie od dosyć długiego czasu,ale stosunkowo duża ilość alkoholu w mojej krwi zrobiła swoje.Nie miałam żadnych zahamowań.
-Nie.Nawet o niej nie myślę.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha(pewnie wyglądając przy tym jak jakiś psychopata) i jak gdyby nigdy nic usiadłam szatynowi na kolanach okrakiem.Wpatrywałam się w jego spokojne,niebieskie oczy trzymając dłonie na jego klatce piersiowej.Jego ręce zaś powędrowały na moją talię.
-Kocham cię.-wyznałam i wpiłam się w jego usta.
~*~
Obudziłam się rano w Andrzejowym łóżku.Naga.Przykryta kołdrą i wtulona w jego ramię.Uśmiechnęłam się na samą myśl o wczorajszym wieczorze.Byłam taka szczęśliwa,że miałam ochotę wybiec na ulicę owinięta prześcieradłem,rozczochrana,bosa i zacząć tańczyć z radości(a na drugi dzień wylądować w szpitalu z zapalenie płuc,zważywszy na to,że był 22 grudnia,a śnieg praktycznie bezustannie sypał od początku listopada).
-Dzień dobry.-z moich przemyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos środkowego.Leżał on na boku,twarzą zwrócony w moją stronę,podparty na ręce,szczerzący swoje małe,białe ząbki i przy okazji bezwstydnie zaglądający co kilka sekund pod kołdrę.
-Ej!-krzyknęłam,a on wybuchnął głośnym śmiechem.
-Przecież wszystko i tak już widziałem.-odparł rozbawiony i przygarnął mnie do siebie muskając moje usta.Mruknęłam z zadowolenia niczym ruda kotka sąsiada i przyssałam się do niego jak pijawka.
Na moje nieszczęście musieliśmy jak najszybciej wyjść z łóżka i doprowadzić się do porządku dziennego,bo czekała nas podróż do domu rodzinnego Wron w Warszawie,gdzie zamierzaliśmy spędzić święta.Gdy byliśmy już spakowani,najedzeni,zwarci i gotowi do drogi,ja nieco pokrzyżowałam nam plany.
-Andrzeeeeeej.-zaczęłam,a on już wiedział co się święci.
-Tylko mi nie mów,że muszę się wracać na górę,bo twoją lokówkę,czy jakieś inne badziewie.-popatrzył na mnie błagalnie.
-Nie.Ja po prostu chciałam pojechać jeszcze w jedno miejsce zanim zostawimy nasz piękny Bełchatów daleko za sobą.
Szatyn odetchnął z wyraźną ulgą i z uśmiechem na ustach odpalił samochód.Mówił,że dawno nie widział się z rodzicami i nie może doczekać się aż wpadnie w objęcia swojej ukochanej mamy.
-Chciałam pojechać do Bartka.-mruknęłam cicho,a jemu aż zgasło auto z wrażenia.Bąknął jakieś przekleństwo pod nosem i przekręcił kluczyk w stacyjce.Nie zapytał nawet dlaczego nagle zdecydowałam się na taką wizytę i dobrze,bo ja sama nie wiedziałam co mnie do tego podkusiło.Pomyślałam po prostu,że chociaż w okresie świątecznym powinnam z nim porozmawiać.W końcu nie widzieliśmy się od Października.Widziałam,że Wronka nie jest zbytnio tym faktem zadowolony,bo nie odezwał się do mnie ani jednym słowem ani nawet nie włączył radia (a biedny Justin Timberlake leżał schowany w schowku),ale miałam nadzieję,że szybko mu przejdzie.
-Ja zostanę tutaj.-oznajmił,kiedy dotarliśmy na miejsce.
-Dobra.-pocałowałam go przelotnie w policzek i wygramoliłam się z samochodu.Musiałam uważać na lód pokrywający chodnik,w końcu moje kule nie były antypoślizgowe i już nie raz Andrzej ratował mnie przed upadkiem.Zanim więc dotarłam do klatki schodowej minęło jakieś dobre 5 minut.Wejście na górę zajęło mi drugie tyle i zanim zadzwoniłam do drzwi musiałam chwilę poczekać aż unormuje mi się oddech.Mieszkanie otworzyła mi długowłosa blond piękność,a mnie ukuło coś w serduchu.Poczułam się zazdrosna?Nie?No dobra,przyznam się.Tak poczułam się zazdrosna.Chyba zwłaszcza dlatego,że przez skutki uboczne wypadku nie wyglądałam nawet w połowie tak atrakcyjnie jak owa kobieta.I było mi z tym źle.Bardzo źle.
-Dzień dobry.Jest Bartosz?-zapytałam.
-Jest.Proszę,niech pani wejdzie do środka.
Gdy tylko weszłam do mieszkania,zaczęłam rozglądać się za jakimś krzesłem po przedpokoju.Na moje nieszczęście żadnego nie znalazłam,a ściągniecie butów na stojąco w moim przypadku było niewykonalne.
-Ja poczekam na niego tutaj.-podjęłam najgorszą z możliwych decyzji.Nie potrafiłam się przyznać,że potrzebuję pomocy,więc stałam tak jak głupia i gotowałam się w tych grubych,zimowych ubraniach.Nie ściągnęłam nawet czapki w obawie,że Pani Blond Perfekcja zauważy moje siano zamiast włosów.Gdy dziewczyna poszła po Kurka w końcu nie wytrzymałam i pozbyłam się wełnianego nakrycia głowy z ogromnym niebieskim pomponem na czubku,równie dziecinnego,kolorowego szalika i rękawiczek.Wreszcie oczekiwana przeze mnie dwójka wkroczyła do holu,a mnie po prostu zamurowało mnie na widok Bartka w takim stanie.Zrobiłam krok do przodu i wyrżnęłam orła prosto do kałuży,która wyciekła spod moich traperów.Kurek rzucił mi się na ratunek i od razu podniósł mnie z ziemi.
-Nic ci nie jest?-zapytał zatroskany,a ja o mało co znowu nie zostałam powalona na podłogę przez jego cuchnący alkoholem oddech.Jego przekrwione oczy i długa broda mówiły mi,że to raczej nie było jednorazowe wyjście do klubu z kumplami.
-Ty pijesz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.Spuścił wzrok zakłopotany,nadal trzymając mnie za ramiona.
-Bartek,to nie jest rozwiązanie na problemy.Błagam,nie rób tego więcej.-poprosiłam,a łzy momentalnie napłynęły mi do oczu.Nie sądziłam,że to wszystko sprowadzi go na samo dno,a dokładniej,że ja go tam sprowadzę.
-Falasca chcę mnie wyrzucić z drużyny.-oznajmił,a ja o mało nie połknęłam własnego języka ze zdziwienia.
-Tak nie może być!Jesteś jednym z najlepszych graczy na świecie i chcesz to zmarnować przeze mnie?Błagam cię,nie jestem tego warta.Nikt nie jest tego wart.To są twoje marzenia,walcz o nie.-stwierdziłam łamiącym się głosem,a on wtulił się we mnie niczym mały chłopiec.Czułam się jakby mi serce pękło.To wszystko była moja wina.MOJA.
-Obiecujesz,że weźmiesz się za siebie?-wyszeptałam,a pojedyncza łza popłynęła mi po policzku.
-Obiecuję.-otarł ją kciukiem i uśmiechnął się delikatnie przez łzy.
 

Jestem jak zwykle spóźniona,ale co najważniejsze w miarę zadowolona.Mam nadzieję,że Wam też się spodoba i liczę na Wasze opinie.



niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 8

Osobom,która odwiedzała mnie równie często jak Bartek był Andrzej.Lubiłam jego towarzystwo,uśmiech nie schodził mi z twarzy kiedy tak leżałam na łóżku i wpatrywałam się w jego błękitne oczy,słuchając jak opowiada o naszej wspólnej przeszłości.Czułam,że przy nim zapominam o tym co złe,o wypadku,o mojej relacji z Kurkiem,o nieciekawie zapowiadającej się przyszłości,o leczeniu,o wszystkim.Było mi w jego towarzystwie dobrze.
Następnego dnia czekała mnie operacja.Gdy wstałam z samego rana,od razu zauważyłam Wronkę czekającego przed salą.Uśmiechnęłam się szeroko machając do niego.Kiedy pielęgniarka uporała się z wszystkimi kroplówkami,lekami i innymi pierdołami i wyszła,on od razu zajął jej miejsce.
-Wielki dzień,co...-zagadnął,a ja przytaknęłam jedynie zerkając na moją bezwładną,lewą nogę.Zaczynałam traktować ją trochę tak,jak normalną osobę,gadałam do niej i ochrzaniałam ją za to,że nie funkcjonuje sprawnie.Uznałam jednak,że wariatką to ja jeszcze nie jestem i to po prostu efekt uboczny stresu.A jego miałam co nie miara.
Chwilę później pojawił się u mnie także Bartek.Przywitał się cicho i usiadł na krześle zerkając to na mnie,to na szatyna.Czułam jak moje sumienie i poczucie winy zżerają mnie od środka,kiedy widziałam jak z bólem wypisanym na twarzy obserwuje mnie i Andrzeja.Ale nie mogłam inaczej postąpić,tak było dla nas obu lepiej...
Próbowałam się z nim dogadać,pytałam o mamę,ojca,Kubę-jego młodszego brata,a nawet o ten ich cały klub,ale był jakiś nieobecny.Siedział ze spuszczoną głową i mruczał  w ramach odpowiedzi tylko:"tak","nie",ewentualnie"dobrze".Strach związany z zabiegiem zdawał się nie tylko mnie prześladować.
Im bliżej było południa tym bardziej ja milkłam,a mój żołądek zaciskał się na coraz ciaśniejszy supeł.Bałam się jak jasna cholera,ale chęć wyjścia z tego szpitala i bycia zdrowym była silniejsza niż jakikolwiek strach.Nie wiedziałam o czym marzyła moja stara wersja,ale moim największym pragnieniem na chwilę obecną było pozbycie się tego bólu w kręgosłupie,brzuchu i tych cholernych napadów ostrej migreny.Profesor tłumaczył mi kilkakrotnie,że to wszystko za niedługo minie,że antybiotyki działają,że moja czaszka się zrasta,że podaje mi tyle morfiny,ile tylko może,ale ja i tak czułam się  kiepsko.Oczywiście z dnia na dzień było ze mną lepiej,ale to i tak nie było to samo co bycie w pełni zdrowym.
Zanim zaczęto przygotowywać mnie do operacji moja sala była wypełniona prawie 20-to osobową zgrają ludzi(mama Bartka,tata Bartka,brat Bartka,Bartek,Anastazja,Andrzej,Paweł,Kłos i Ola,Mariusz i Paulina,Kuba i Agnieszka,Winiar i Dagmara,Łukasz i Agnieszka,no i rzecz jasna Falasca).Było mi miło,że pamiętali o mnie i starali się mnie wspierać mimo,że ja nie byłam taka chętna by to wsparcie otrzymywać. Było mi jakoś tak ciężko na siłę próbować od nowa się z nimi zaprzyjaźnić i tak naprawdę w ogóle nie chciało mi się z nimi rozmawiać.W tamtym momencie wolałam zostać sama ze swoimi lękami i obawami,więc ucieszyłam się,kiedy profesor ich wszystkich wygonił i zaczął omawiać ze mną przebieg operacji.
~*~
Wszystko poszło zgodnie z planem,przynajmniej tak stwierdził profesor,bo ja żadnej różnicy nie odczuwałam.Moja noga nadal do niczego się nie dawała.Na szczęście trzy dni po operacji mogłam już opuścić szpital.To był chyba najlepszy dzień mojego"nowego" życia,ale chwilę potem zorientowałam się,że nie mam gdzie się podziać.Mieliśmy z Bartkiem wspólne mieszkanie,ale jak się domyślałam,to na pewno on za nie zapłacił,więc nie mogłam zgodzić się na to by tak po prostu się stamtąd wyprowadził.Anastazja zaproponowała mi przeprowadzkę do niej,ale ja się nie zgodziłam.To było głupie z mojej strony,bo byłam bez dachu nad głową i jeszcze wybrzydzałam,ale nie chciałam z nią mieszkać,bo po prostu jej....nie lubiłam.Czy to nie było dziwne,że ludzie,których tak kochałam byli mi teraz tak bardzo obojętni?
-Co ja mam teraz zrobić?-zapytałam,kiedy Andrzej przyjechał mnie odebrać.
-To chyba proste.-schylił się pod łóżko po moje torby i zerknął na mnie przelotem.-Będziesz teraz mieszkać ze mną.Nie mam przystosowanego mieszkania do wózka inwalidzkiego,ale za to mam windę!-oznajmił takim głosem,jakby to była jakaś najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Ale ja nie wiem czy to będzie fair...-mruknęłam,a on usiadł koło mnie na materacu.
-W stosunku do kogo?-zdziwił się.Popatrzyłam na niego jak na idiotę,a on przywalił sobie otwartą dłonią w czoło.-A no,tak,Kurek....
Parsknęłam śmiechem,a on dał mi kuśkańca w bok.Skrzywiłam się z bólu,ale on tego nie zauważył.
-Jestem jedyną bliską ci osobą,więc chyba nie masz innego wyjścia...-oznajmił i chwycił mnie za ramiona usadzając na wózku.
-Gotowa?-zapytał.
-Gotowa.-odparłam i wyszliśmy.
Myślałam,że teraz będzie już wszystko w porządku,w końcu byłam wreszcie wolna (w pewnym sensie),ale nawet nie spodziewałam się jak wielkie trudności przysporzy mi poruszanie się na 4 kółkach.Nie umiałam tym ustrojstwem kierować i zanim dotarliśmy do windy już bolały mnie ręce.Dawno się nie ruszałam i jakikolwiek wysiłek od razu mnie męczył.
-Przez cały pobyt tutaj nie myślałam o tym,że tak naprawdę jestem inwalidą.-stwierdziłam,a on od razu zaprzeczył,twierdząc,że głupio gadam.
-Nie gadam głupio.Mam świętą rację i sam doskonale o tym wiesz,tylko się do tego nie przyznasz!-warknęłam,a on pokręcił tylko głową nie wdając się ze mną w dyskusję.Poczułam się głupio i od razu pożałowałam tego,że uniosłam na niego głos.
-Przepraszam,nie chcę się z tobą kłócić.Po prostu nie mogę zrozumieć dlaczego nie dopuściłam do siebie myśli,że będę jeździć na wózku.Byłam pewna,że będę mogła chodzić,ewentualnie za pomocą kuli,a tu dupa.-dodałam jedynie,a on uśmiechnął się nieśmiało i położył swoją dłoń na moim ramieniu.
-Za niedługo czucie powróci,musisz tylko chodzić na rehabilitację.Jestem pewny,że nie minie miesiąc,a ty pozbędziesz się tej super szybkiej bryki.-stwierdził Wronka próbując mnie pocieszyć,ale ja wiedziałam,że nie będzie tak łatwo.Zdałam sobie sprawę,że najszczęśliwszy dzień mojego życia,okazał się najbardziej dołującym dniem mojego życia.Kolejną napotkaną przeze mnie przeszkodą było wejście i wyjście z samochodu,gdyby nie siatkarz na pewno by mi się to nie udało,bo to on podtrzymywał mnie,kiedy nie potrafiłam utrzymać równowagi,usadzał na siedzeniu i z niego podnosił.Oprócz tego wielkim wyczynem był wjazd na ten przeklęty wysoki chodnik i poruszanie się po wyboistej,krzywej kostce brukowej.Gdy już dotarliśmy do bloku i wjechałam do windy,wydawało się,że teraz pójdzie już wszystko z górki,ale nie poszło.Po raz pierwszy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze i jedyne co chciałam w tym momencie zrobić,to zapaść się pod ziemię.Myślałam,że zaraz się rozryczę.Wyglądałam jak żałosna imitacja własnej osoby,z jakimiś bliznami,rozczochranymi włosami,sińcami pod oczami i niesprawną nogą.Kiedy nareszcie dotarliśmy do mieszkania od razu zniknęłam w pokoju gościnnym,który miał pełnić funkcję mojej sypialni.Padłam na łóżko i zaczęłam cicho szlochać w poduszkę.Byłam na siebie zła za to,że nie wiadomo co sobie wyobrażałam i w ogóle nie przygotowałam się na najgorsze.
~*~
Minął miesiąc.Nie spodziewałam się,że będzie aż tak ciężko.Na samym początku zakomunikowałam Bartkowi,że nie chcę się z nim widywać i poprosiłam by dał mi święty spokój,wbijając mu przy tym nóż w plecy,ale naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na te wszystkie twarze przypominające mi o wypadku i mówiące "musisz żyć przeszłością i udawać,że nic się nie wydarzyło i wszyscy nawzajem się kochamy".Tak więc odcięłam się od wszystkich i zaszyłam w swoim pokoju.Pierwsze parę dni spędziłam w łóżku z laptopem na kolanach i tuzinem czekoladowych batoników w pościeli,no i rzecz jasna z Andrzejem.Gdy tylko szatyn znikał z mieszkania i wychodził na treningi,od razu dopadał mnie jeszcze gorszy humor i po prostu nie chciało mi się wieść dalej tego parszywego życia.Później jednak za pomocą Wrony zacisnęłam zęby i wyruszyłam na rehabilitację.Wylewałam z siebie litry potu i hektolitry łez.Nie widząc w tym najmniejszego sensu za każdym razem pragnęłam się poddać,wrócić do pokoju,zamknąć drzwi na klucz,zasunąć żaluzję i zostać sama,ale zawsze gdy upadałam,Wronka podnosił mnie do góry,dodawał otuchy i nie pozwalał mi opaść na samo dno.Wywlekał mnie na siłę rano z łóżka i zawoził do ośrodka,odbierał,pomagał nawet w głupim przebieraniu się,gdy po rehabilitacji nie miałam siły ruszyć palcem u nogi.W końcu po równym miesiącu przyszedł przełom.Podczas wysiłku fizycznego pojawił się ból w lewej nodze,co oznaczało,że czucie pomału zaczyna wracać.Zaraz po wyjściu z ośrodka pojechaliśmy do mojego lekarza i to on przekazał nam dobre wieści.
-Wygląda na to,że może pani zrezygnować z wózka.-oznajmił,a ja uśmiechnęłam się przez łzy.To była naprawdę cudowna wiadomość.
-Chyba musimy to uczcić.-stwierdziłam,kiedy wychodziliśmy ze sklepu ze sprzętem medycznym.Andrzej pchał wózek,a ja mimo,że nie mogłam nadal w to uwierzyć-sama o własnych siłach szłam o kulach.Posłałam brodaczowi mój najszerszy i najpiękniejszy uśmiech po raz kolejny wtulając się w jego tors.


Spóźniona,jak zwykle.Przepraszam.Mam nadzieję,że jakoś to wyszło.
Do następnego :*