wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 3

-Jestem w szpitalu.-westchnęłam,przyglądając się z daleka dwójce siatkarzy,przez których znajdowałam się w miejscu,które nienawidziłam z całego serca.Nie znosiłam szpitali,były one dla mnie odzwierciedleniem bólu,smutku,łez i cierpienia.Charakterystyczny zapach unoszący się w powietrzu,blade ściany,tłumy ludzi,na których twarzach malowało się zmęczenie.Na samą myśl robiło mi się słabo.
-Jak to?Coś się stało?Wszystko w porządku?-Anastazja zaczęła panikować,a ja znów westchnęłam.
-Ze mną tak.Andrzej i Bartek czekają na założenie szwów.-odparłam i poczułam rosnącą gulę w gardle.Jak ja miałam jej to wszystko wytłumaczyć,nie zdradzając Andrzejowych zamiarów?
-Znowu coś wykombinowali na treningu i trochę się poobijali,nic wielkiego.-skłamałam,czując się jeszcze gorzej niż dotychczas.Nie lubiłam mijać się z prawdą,zawsze starałam się być szczera,zwłaszcza w stosunku do niej,ale to była niezwykle nadzwyczajna sytuacja.
-Myślisz,że powinnam przyjechać?-zapytała.
-Myślę,ze powinnaś wynagrodzić cierpienia Wronce wieczorem,a nie w śmierdzącej krwią i lekami szpitalnej poczekalni.-stwierdziłam,a ona wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Wiedziałam,że ten zboczeniec Kurek cię zdemoralizuję.-mruknęła,a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
~*~
-Dlaczego?-Andrzej ośmielił się w końcu zapytać.
-Zniknęła z tobą na cały dzień.Jak myślisz co sobie pomyślałem?Co poczułem?-warknąłem,wymachując rękami.Byłem zły,smutny,wściekły i sam już nie wiedziałem co robić,co czuć,co mówić.
-Myślisz,że byłaby w stanie cię zdradzić?-odparł,zerkając w jej stronę.Stała na końcu korytarza,blada jak ściana,krążyła w kółko starając się rozładować emocję.Tylko raz popatrzyła się w naszym kierunku i przez te kilka sekund zdążyłem wyczytać z jej twarzy jak bardzo przygnębiona i przerażona tym wszystkim jest.
-Nie.-wyszeptałem,a on uśmiechnął się nieśmiało.
Gdy tylko zostaliśmy pozszywani i podreperowani,opuściliśmy szpital.Zanim wsiedliśmy do samochodu,odciągnąłem Karolinę na bok.Widziałem jej niechęć wymalowaną na twarzy,jej wzrok mówiący,że nie ma siły na kolejną kłótnie,ale ja wcale nie zamierzałem się kłócić.
-Przepraszam za to wszystko.Bardzo przepraszam.-wyszeptałem,a ona odetchnęła z ulgą.Wspięła się na palce i delikatnie musnęła moje usta.Złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie,mocno przytulając.
-Nie rób mi tego więcej.-poprosiła,a ja przytaknąłem jeszcze raz tonąc w jej rozgrzanych wargach.

Dotarliśmy do domu.Karolina zdała relację Miguelowi z wizyty u lekarza,przy okazji starając się wytłumaczyć mu co było przyczyną mojej bójki z Andrzejem,a ja przygotowywałem dla nas relaksacyjną kąpiel.Musiałem jakoś zadośćuczynić swoje grzechy i rozluźnić napiętą atmosferę.
-Co ty kombinujesz,co?-blondynka nagle zjawiła się w łazience,zachodząc mnie od tyłu i przytulając się do moich pleców.Obróciłem się do niej przodem,siadając na skraju wanny i wpatrując się w jej piękne,niebieskie oczy.
-Kocham cię.
                                                                       ~*~
-O mój Boże,Andrzej.-wykrzyknęła brunetka,gdy tylko otworzyłem drzwi od mieszkania.Rzuciła torbę na ziemię i ujęła moją twarz w dłonie,przyglądając się opuchliźnie.
-Boli bardzo?-zmarszczyła śmiesznie nos,dotykając delikatnie opatrunku opuszkami palców.
-Anastazja daj spokój,mam 28 lat,wiesz ile razy sobie coś złamałem.-odparłem,a ona mruknęła pod nosem coś o mężczyznach i  ich dumie,po czym wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
-To w sumie dobrze,bo mam  w stosunku do ciebie małe plany...-mruknęła,patrząc na mnie zalotnym spojrzeniem.
-Taaaak?
Podeszła do mnie,wspięła się na palce i wpiła w moje usta.Ująłem ją za kark,pogłębiając pocałunek i zmniejszając dzielącą nas odległość.Jej dłonie w bardzo szybkim tempie znalazły się pod moją koszulką,usiłując ją jak najprędzej ze mnie ściągnąć.Miałem ochotę pozbyć się jej ubrań,wziąć w ramiona i zanieść do sypialni,ale miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania.
-Zanim się do mnie dobierzesz,muszę ci coś pokazać.-oznajmiłem,chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą do jadalni.Tam czekała na nas romantyczna kolacja przy świecach,przygotowana przede wszystkich przez Karolinę i jej robiące cuda ręce,ale żeby nie było,ja też pomagałem.Szczerząc się od ucha do ucha spojrzałem na twarz Anastazji,która o dziwo nie wyrażała żadnych emocji.Odetchnąłem głęboko i uznałem,że po prostu jest zaskoczona.Wręczyłem jej bukiet czerwonych róż,a ona delikatnie się uśmiechnęła
-Zjedzmy,bo wystygnie.-mruknęła,odkładając kwiaty do przygotowanego wcześniej wazonu.
-Zorganizowałem tą kolacje żeby na spokojnie z tobą porozmawiać.-stwierdziłem siadając do stołu.Żołądek mocno mi się zacisnął i miałem wrażenie,że zaraz puszczę pawia.Andrzej stary,uspokój się.Powtarzałem sobie w myślach,starając się jakoś ogarnąć.
-A o czym?-zapytała po chwili,nie patrząc mi w oczy,tylko zezując w talerz.Teraz to już naprawdę byłem zestresowany.A co jeśli to nie wypali?A co jeśli da mi kosza?
Odpędziłem od siebie złe myśli i wreszcie się przełamałem.Co ma być,to będzie.W końcu jestem facetem,a nie 15-letnim chłopcem,który pierwszy raz w życiu zaprosił koleżankę do kina i nie wie co ma zrobić.
-O nas.Ana,ja nie chcę żeby nasza relacja opierała się tylko i wyłącznie na seksie.Chcę się z tobą spotykać,spędzać czas,rozmawiać.Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu.-wyznałem.
-Ale ja jestem szczęśliwa.Wolę żeby wszystko zostało po staremu.-odparła nadal wgapiając się w stół.Zamurowało mnie.Wbiłem wzrok w jej twarz,nie wiedząc zupełnie co powiedzieć i jak się teraz zachować.Sądziłem,że się ucieszy,wpadnie mi w ramiona,wyzna,że także jej na mnie zależy i że będę w końcu mógł oficjalnie nazwać ją swoją dziewczyną,ale jak widać się przeliczyłem...
-Nie chcesz ze mną być?-zapytałem,nawet nie zwracając uwagi na to jak desperacko i żałośnie brzmi mój głos.Kolejna niezwykle ważna dla mnie kobieta uznała,że Wrona to jednak nie jest ten odpowiedni facet i że miłości to on raczej u niej nie znajdzie.
-Ja wiem,że wciąż kochasz Karo i niech tak pozostanie.-oznajmiła,wstając z miejsca.-Na mnie chyba już pora...
-Anastazja,proszę.-mruknąłem,łapiąc ją za dłoń.-Przemyśl to jeszcze.
-Popatrz mi prosto w oczy i powiedz,że Ziółko jest ci obojętna,że nie patrzysz na nią już w ten sposób,że nie zazdrościsz Bartkowi,że nie myślisz jakby to było,gdybyś to ty ją pierwszą spotkał.-stwierdziła,a ja jęknąłem.Nie mogłem skłamać i przyznać jej racji,Karo wciąż była dla mnie kimś takim,kogo się nie zapomina,kimś  takim,o kim się śni,kimś takim,na którego widok się uśmiecha nawet jeśli się ma zły dzień,ale Anastazja także była dla mnie kimś takim.
-Sam widzisz,nadal ją kochasz.Wierzę,że ja też jestem ci bliska,ale nie chcę niczego poważnego.Nie bierz sobie tego do serca,ale nie jesteś tym jedynym.Nie kocham cię.-powiedziała i całując mnie w policzek wyszła.Poczułem się jakby ktoś właśnie walnął mnie czymś ciężkim w tył głowy.Aż wstyd się przyznać,ale osunąłem się po ścianie i zacząłem beczeć jak mały chłopiec.Jedyne czego teraz pragnąłem to zapomnieć.Chwyciłem leżące na stole wino,otworzyłem je i pociągnąłem łyka prosto z butelki.
~*~
-Myślisz,że już przyszła?-zapytałam,zerkając na zegarek.Stresowałam się chyba bardziej niż sam Wronka.
Bartek wybuchnął śmiechem,kręcąc głową.
-Jesteś niemożliwa.-stwierdził,wpatrując się w telewizor i lecącą akurat reklamę okocimskiego piwa z Zbyszkiem Bartmanem na czele.Znowu wybuchnął tym swoim specyficznym śmiechem,brzmiącym co najmniej tak,jakby go ktoś dusił.
-Nie nabijaj się z Zibiego,przypominam ci,że sam reklamowałeś jogurty.-odparłam,a jemu zrzedła mina.
-Ej,no..-mruknął,wydymając dolną wargę i robiąc te oczy a`la kot ze Shreka.O nie kochaniutki,tym razem się nie nabiorę!
-No,co ci poradzę na to,że nie lubię monte.-ciągnęłam dalej,doprowadzając go do szewskiej pasji.
-Jesteś okrutna i masz kamień zamiast serca.-wyjęczał,podkurczając te swoje długie nogi pod brodę i zezując na mnie wściekle.Wyglądał jak taka gigantyczna żabka,która siedzi na brzegu jakiegoś tam zbiornika wodnego i cicho rechocze.Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu,wkładając sobie ciastko do buzi.
Przyglądałam mu się dalej i mimo tego,że w tym momencie miałam przed oczami tylko i wyłącznie obraz płaza,uznałam,że jednak ten mój Bartosz to jest przystojny.
-Co się tak gapisz wstrętna dziewucho?
Wyszczerzyłam się i nie mogąc już patrzeć na to jego biedne,zranione oblicze zlitowałam się.Umiejscowiłam swoje cztery litery na kanapie tuż obok niego,głaszcząc go po włosach i susząc w jego kierunku zęby.Wreszcie przestał patrzeć na mnie z wyrzutem,tylko cmoknął mnie w szyje i wtulił się we mnie.
-Bartuś,już nie będę taka bezuczuciowa.-mruknęłam całując go w czółko,a on przytaknął i wykorzystując sytuację umiejscowił swoją głową na mojej piersi,uśmiechając się szeroko.Pokręciłam jedynie głową po raz kolejny kradnąc mu całusa.Niestety scenę czułości przerwał nam mój dzwoniący gdzieś w oddali telefon.
-Nie idź.-wymruczał szatyn,ale go nie posłuchałam,bo to przecież mogła być Anastazja albo Endrju,a ja musiałam wiedzieć czy środkowy już oficjalnie na swoim fanpage`u może ogłosić,że jest zajęty i rząd kandydatek z całej siatkarskiej polski nie ma już na co liczyć.Bardzo nie delikatnie pozbyłam  się jego cielska i pobiegłam do przedpokoju,gdzie w kurtce leżał moja przedpotopowa nokia.
-Andrzej?-odebrałam cała rozemocjonowana.Szatyn nie odpowiedział,jedynie pociągnął nosem.
-Co się stało?-zapytałam przerażona.
-Dała mi kooszzza,rozumieszz.Powiedziała,że mnie nie chccę...-wymamrotał pijany.Westchnęłam,czując jak coś ciężkiego ląduje na dnie mojego żołądka.
-Bardzo mi przykro.-odparłam,nie wiedząc co powiedzieć.
-Pszzzzyjedź do mnie.-mruknął po raz kolejny pociągając nosem.Zrobiło mi się go strasznie żal,więc nie zastanawiając się ani chwili wsunęłam trampki na stopy,chwyciłam kurtkę i klucze do samochodu.
-Zaraz będę.-odpowiedziałam,a on rozłączył się.
-Bartek,muszę jechać.-krzyknęłam,otwierając drzwi i łapiąc w przelocie torebkę wiszącą na wieszaku.
-Znowu?-jęknął tak głośno,że było go słychać na całej klatce schodowej.Już widzę jak pani Halinka spod 6 złapie mnie jutro w supermarkecie na stosiku ze świeżym pieczywem i upomni,że zachowujemy się jak banda dzikusów,a przecież blok nie jest naszą własnością i trzeba się dostosować do warunków mieszkalnych.
-Będę najszybciej jak się da!Kocham cię.-odparłam,trzaskając drzwiami i zbiegając na dół.Wpakowałam się do samochodu i ruszyłam z piskiem opon.Jak na złość pogoda się popsuła i lało jak jasna cholera,więc nie mogłam sobie na za wiele pozwolić.Zadzwoniłam w między czasie do Anastazji,mając ogromną ochotę na nią nawrzeszczeć.
-Halo?
-Ana?Czyś ty oszalała?-warknęłam,włączając głośnik i rzucając telefon na siedzenie pasażera.
-O co ci chodzi?-odburknęła doskonale wiedząc o co mi chodzi.
-O Andrzeja,a o kogo może mi chodzić?Nie udawaj głupiej,jak mogłaś go tak spławić?!-krzyknęłam,zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.Czułam do niej ogromny żal.Chciałam dla niej szczęścia,które na pewno znalazłaby przy środkowym,ale oczywiście ona była uparta jak osioł i wiedziała wszystko lepiej!
-Dobrze wiesz,że on tak naprawdę ciebie kocha!Zresztą jak wszyscy!Karolina jest najmądrzejsza,najfajniejsza,najlepsza,najpiękniejsza,najbardziej lubiana! Mam tego dość,zawsze jesteś na pierwszym planie!A teraz masz jeszcze o to do mnie pretensje!-wykrzyczała,a mnie zamurowało.Chciałam jej powiedzieć,że przecież to nie prawda,że nikt tak nie uważa,ale nie mogłam nic z siebie wykrztusić.Poczułam przypływające do oczu łzy i nagłe,mocne szarpnięcie.Ogromny ból przeszył moją klatkę piersiową,a jedyne co zdołałam zauważyć to jasne,mocne światło.



Hej :* Od razu mówię,że przepraszam za opóźnienia,ale na pewno nie będę w stanie dodawać rozdziałów w równych odstępach czasu.Postaram się żeby odległości między nowymi postami nie były za długie,obiecuję!
Nie podoba mi się za bardzo końcówka,nie mówiąc już o całej reszcie,ale uznałam,że nie jest aż tak źle by się  tym z Wami nie podzielić.Bardzo proszę o wyrażanie Waszych opinii w komentarzach !
Do następnego :*  

    



sobota, 15 marca 2014

Rozdział 2

-Głupio mi trochę o tym mówić.Jeszcze parę miesięcy temu to tobie wyznawałem miłość i byłem pewny,że dużo czasu minie zanim się odkocham,ale udało mi się.Znalazłem tą jedyną.Nieco arogancką,pewną siebie brunetkę o zjawiskowym,czekoladowym spojrzeniu.Jest jedno "ale",nie wiem czy ona myśli tak samo.Chyba nie traktuje mnie poważnie,bo wiesz sypiamy ze sobą,spotykamy się,ale Anastazja nigdy jeszcze nie wyznała mi swoich uczuć.Mimo wszystko chcę w końcu czegoś poważnego i stałego.Zaproszę ją na kolację,dam prezent,poproszę o szczerą rozmowę i może coś z tego wyjdzie.- wyznał cały w emocjach,wymachując rękami i zagryzając wargę.Wbił we mnie swój wzrok,oczekując jakiejś odpowiedzi.A ja?Ja byłam prze szczęśliwa.Andrzej był idealnym facetem dla mojej najlepszej przyjaciółki,która swoją drogą nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn,a okazywanie emocji szło jej jeszcze gorzej niż znalezienie chłopaka.Poza tym poczucie winy jakie odczuwałam,kiedy smutne oczy Wrony zatrzymywały się na mnie i Bartku,gdy wpadałam w jego ramiona po meczu,nie dawało mi spokoju.Teraz,gdy wiedziałam,że go nie krzywdzę było mi o wiele lżej.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.-wykrzyknęłam,rzucając mu się na szyję.-Mogę jechać nawet teraz z tobą do sklepu po ten prezent.Wiem co lubi i co jej się podoba.Chodźmy.-porwałam torbę,chwyciłam go za ramię i wyszliśmy.
                        ~*~
Wróciłem do domu około 23,a Karoliny nadal nie było.Siedząc na kolacji u Miguela,na którą rzecz jasna umówiła nas moja dziewczyna,próbowałem się do niej dodzwonić,ale bezskutecznie.
Byłem wściekły.Dobijałem się do Andrzeja,ale on też nie odbierał, obudziłem pół Skry pytając czy nie widzieli "zaginionej" dwójki,ale nikt nie miał pojęcia gdzie się podziewają.Nie mogłem przestać myśleć o najgorszym.Wiedziałem, że Andrzej podkochuje się w Karo, nie byłem ślepy,widziałem jak na nią patrzy i jak pożera wzrokiem. Nie chciałem robić awantur i okazywać swoją zazdrość,ale musiałem sobie parę rzeczy z nim wyjaśnić.Rozmawialiśmy i obiecał,że nie będzie próbował się do niej zbliżyć,a teraz co?!Przed oczami pojawiły mi się obrazy;ona w jego ramionach,ona w jego łóżku,jego usta na jej ciele.Wiedziałem,że Karolina mnie kocha,ale nie mogłem przestać wyobrażać sobie tego,co mogło się teraz pomiędzy nimi dziać.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i popędziłem do przedpokoju jak na złamanie karku.Ucieszyłem się,gdy zobaczyłem ją całą i zdrową.Miałem ochotę ją przytulić,ale wściekłość wzięła górę.
-Możesz mi powiedzieć gdzie ty do cholery jasnej byłaś?
Blondynka wytrzeszczyła swoje niebieskie oczy i zamarła.
-Możesz na mnie nie krzyczeć?- odburknęła zrzucając z siebie kurtkę i wywracając oczami.
-Jak mam nie krzyczeć skoro znikasz na cały dzień z facetem,który się w tobie buja?Wracasz o 12,nie odbierasz telefonów i masz mnie głęboko w dupie.-wyrzuciłem z siebie,może odrobinę za głośno.Rzadko się sprzeczaliśmy,chyba,że bywałem zazdrosny,a wtedy dochodziło do poważnych awantur.Widziałem jak zaczyna zawzięcie mrugać by odpędzić łzy.Zawsze płakała,kiedy była zdenerwowana albo bezsilna.Zrobiło mi się przykro,ale nie dawałem za wygraną.
-Czyli uważasz,że się z nim pieprzyłam,tak?!-wykrzyczała, krzyżując ręce na piersiach i świdrując mnie wzrokiem.
-A co mam myśleć,kiedy wracasz od niego w środku nocy?Nie spodziewałem się tego po tobie.-warknąłem i wróciłem do salonu,nie dopuszczając jej do słowa.Nie chciałem słuchać jej tłumaczeń,nie po tym jak wywinęła mi taki numer.Coś w środku mówiło mi,że wciąż jest moja i tylko moja,ale to nie zmieniało faktu,że czułem się podle.
                          ~*~
Poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w plecy.Jak on mógł pomyśleć,że przespałam się z Andrzejem,no jak?!Dobrze wiedział jak bardzo go kocham i mimo wszystko posądził o zdradę.Musiałam mu wytłumaczyć  o co chodzi,ale z drugiej strony obiecałam Andrzejowi trzymać język za zębami.Anastazja nie mogła się dowiedzieć o naszych planach,bo wtedy wszystko byłoby spisane na straty.Tak bardzo pragnęłam szczęścia tej dwójki,że doprowadziłam do nieszczęścia w swoim związku.Zachowałam się głupio znikając z Wroną na tak długo,ale naprawdę chciałam mu pomóc.Kiedy po długim,zimnym prysznicu wyszłam z łazienki,Bartek siedział w tym samym miejscu i w tej samej pozycji z rękami pod brodą,wpatrując się w nasze zdjęcie wiszące nad komodą.
-Możemy...-wychrypiałam,ale on wstał z fotela,popatrzył na mnie zaszkolnymi,smutnymi,niebieskimi oczami i poszedł do sypialni.
                       ~*~
Nie przespałem prawie całej nocy,słuchając jak cicho łka w poduszkę.Bolało mnie to,że powodem jej łez byłem ja,ale bałem się z nią rozmawiać.Bałem się,że moje przypuszczenia okażą się prawdą.
Wstała rano o 7 i zwlekła się z łóżka.Słyszałem jak cicho na palcach skrada się do drzwi i zatrzymuje się tuż przy nich.Czułem,że mnie obserwuje.
-Kocham cię wielkoludzie.-szepnęła i wyszła.Po 20 minutach zostałem sam w domu i dopiero wtedy odważyłem się  opuścić pokój.Zaparzyłem sobie kawę,wziąłem torbę i wyszedłem na trening.Po drodze wstąpiłem do kawiarenki,prowadzonej przez panią Różę,kupiłem kanapki i zadzwoniłem do Kuby.
-Znalazła się?-zapytał na wstępie zanim zdąrzyłem się przywitać.
-Może tak cześć albo coś.-mruknąłem,będąc pewny,że właśnie przewrócił oczami.
-Nie mam czasu na takie ceregiele.Lepiej opowiadaj.....

Dotarłem na trening trochę spóźniony,bo rozmawiając z Jaroszem odszedłem za daleko i później musiałem biegnąć z wywieszonym językiem.
Falasca nie należał do surowych i ostrych trenerów,ale i tak dostałem ochrzan.Szybko się przebrałem i gdy wróciłem na boisko,rozciągnięty i wymasowany przez moją dziewczynę Andrzej gawędził sobie wesoło z Zatorskim i Kłosem.Nie wytrzymałem,gdy go zobaczyłem takiego całego roześmianego i szczęśliwego. Zagotowało się we mnie i od razu do niego podszedłem.
-Bartek,cze....-nie dane mu było skończyć,bo jego nos zaliczył bliskie spotkanie z moją prawą pięścią.
-Kuraś,uspokój się.-Winiar odciągnął mnie od środkowego,trzymając za ramiona.Wściekłość wzięła górę i żadne słowa do mnie nie docierały.Wyrwałem mu się i jeszcze raz przyłożyłem Wronie w twarz.Rzuciłem się na niego,okładając gdzie popadnie.Andrzej wcale nie pozostawał mi dłużny i też pożądnie oberwałem.Chłopacy próbowali mnie z niego ściągnąć,ale zaparłem się jak wół.
Nie mogłem powolić zrujnować sobie życie.Nie mogłem pozwolić by mi i ją zabrał.
    ~*~                   
Usłyszałam jakieś wrzaski,więc postanowiłam sprawdzić co się dzieję.Wbiegłam na boisko i to,co zobaczyłam ścieło mnie z nóg.
-Bartek!-wrzasnęłam i popędziłam do okładających się na podłodze chłopaków.Kiedy usłyszeli mój krzyk,oderwali się od siebie.
Kurek krwawił z łuku brwiowego i wargi,a Wrona miał chyba złamany nos.
-Co w was wstąpiło?Czy wyście oszaleli?!-zaczęłam swój monolog, wpatrując się w ich poobijane oblicza,a gdy Falasca wkroczył do akcji,popędziłam po lód i apteczkę.
Serce waliło mi jak oszalałe,a w oczach pojawiły się łzy.Dlaczego. wszystko się tak skomplikowało,no dlaczego?
Gdy wróciłam na salę,stanęłam z boku przysłuchując się wrzaskom Miguela.Pierwszy raz widziałam go w takim stanie,był aż bordowy ze złości.
-O występie w meczu z Resovią możecie pomarzyć.Nie wpuszczę was na boisko,nie ma szans.-oznajmił i kazał reszcie zawodników wracać do ćwiczeń.
Podeszłam do Bartka i bez słowa zaczęłam opatrywać jego rany.Nie mogłam uspokoić walącego serca,kiedy nie odrywał ode mnie wzroku.
-Karo,proszę powiedz cokolwiek.
Siedziałam cicho,ocierając cieknącą po jego twarzy krew.Nie wiedziałam co mam powiedzieć,miałam ochotę się rozpłakać jak małe dziecko i uciec stamtąd jak najdalej.
-Błagam cię.-wyszeptał.
-Nie mogę w uwierzyć w to,że twoja zazdrość zabrnęła tak daleko....-mruknęłam drżącym głosem,zalepiając plastrem jego łuk brwiowy.
Następnie przeniosłam się kilka krzesełek  dalej by opatrzyć Wronę.
-Karolina....
-Nie chcę was słuchać,rozumiecie?Trzeba było myśleć zanim zaczęliście się okładać.Gratuluję dojżałości.Jedziemy do szpitala muszą wam założyć szwy.



Cześć.Dwójka nieco spóźniona,ale jest.Mam nadzieję,że jakoś to wyszło.
Do następnego:*










czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 1

Rzuciłam się na kanapę,na której siedział Bartek i wsuwał popcorn,oglądając jakiś film akcji.Nieco go przygniotłam,w końch top model to ja nie jestem i 40 kilo nie ważę,ale Bartuś zdążył się już przyzwyczaić do mojej roztrzepanej osoby,której wszędzie było pełno.
-Gnieciesz mi jajka,jak ja później dzieci spłodzę,skoro je tak torturujesz.- wyjęczał,a ja chichocząc pod nosem usunęłam swój łokieć z jego krocza,które swoją drogą często było narażone na jakieś wypadki z mojej strony.Oczywiście przypadkowo. Jak nie łokieć,to kolano,jak nie kolano,to ciepłe kakao,jak nie ciepłe kakao,to rakietka do tenisa....
-Przepraszam,nie chciałam.-uśmiechnęłam się nieśmiało,ale Kurasia nie dało się tak łatwo udobruchać,zwłaszcza jeśli chodziło o jego "narzędzie pracy".
-Było przewinienie,musi być i kara.- odparł,chwytając mnie za nadgarstki i przyszpilając do sofy.
-Nie,błagam tylko nie to.- wyjęczałam, gdy zdałam sobie sprawę jak mój mężczyzna zamierza mnie "ukarać". Gilgotki -najokrutniejsze z tortur.
Krzyczałam,wierciłam się, kopałam,ale nic to nie dało. Nie mogłam przestać się śmiać,co tylko powodowało ból brzucha i trudności z oddychaniem. Nienawidziłam tego.
-Będziesz teraz grzeczna?- przestał na moment i uśmiechnął się cwaniacko,ciesząc się z przewagi nade mną.
-Yhy.-pokiwałam głową,a on pochylił się i cmoknął mnie delikatnie.
-Tylko tyle?- wydęłam usta w podkówkę. Szatyn roześmiał się głośno,wpatrując się we mnie tymi pięknymi,niebieskimi oczami.
Wpił się w moje usta,wplątując jedną rękę w moje blond fale,a drugą trzymając mnie za kark.Wziął mnie w ramiona i nie przestając całować ruszył w kierunku sypialni.
~*~
-Miśka wstawaj,bo się spóźnimy do pracy.- próbowałem obudzić Karolinę,która nigdy nie potrafiła na czas zwlec się z łóżka. Zwłaszcza po nocy pełnej wrażeń.
-Karo,rusz się.
-Nie.-mruknęła,zasłaniając twarz poduszką.Skoro po dobroci się nie dało,musiałem użyć siły.Zrzuciłem kołdrę na ziemię i nie słuchając jej wyrzutów,przerzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem do łazienki. Postawiłem ją przed drzwiami,kradnąc jej przy okazji buziaka.
-Mam iść z tobą,czy sama sobie poradzisz?- zapytałem,szczerząc się na widok jej zgrabnego,prawie nagiego ciała.
-Kusząca propozycja,ale nie skorzystam.- zaśmiała się i zniknęła w łazience,a ja zacząłem
pakować rzeczy potrzebne na trening.Kiedy blondynka była już ubrana,przygotowała dla nas omlety z nutellą i bananami na śniadanie. Ja niestety nigdy nie mogłem sobie pozwolić na upichcenie czegoś dla mojej drugiej połówki,bo nawet mleko na płatki potrafiłem przypalić. Karola próbowała mnie nauczyć ugotować chociażby pomidorówkę,ale kończyło się to tak jak zwykle;kuchnia była cała upaprana,całe mieszkanie śmierdziało spalenizną,moja koszulka nadawała się tylko i wyłącznie do śmieci,a Karolina na wpół wściekła,na wpół rozbawiona droczyła się ze mną i robiła mi na złość przez calutki dzień. Oczywiście wszystko ze śmiechem i umiarem.
-Pyszne.-stwierdziłem nakładając sobie na talerz kolejnego,okrągłego, puszystego i słodkiego omleta.
-Wiem.-odparła blondynka, szczerząc się cała brudna od czekolady.
Gdy pochłonąłem całe śniadanie,posprzątałem ze stołu i wyszliśmy na trening.
Karolina była fizjoterapeutką w Skrze,do której wróciłem po latach.Skład nie zmienił się bardzo;Mariusz Wlazły i Kuba Jarosz na pozycji atakującego.Ja,Michał Winiarski,Facundo Conte i Wojtek Włodarczyk na pozycji przyjmującego.Karol Kłos, Andrzej Wrona i Jędrzej Maćkowiak na pozycji środkowego.Paweł Zatorski jako libero,a Łukasz Żygadło i Nicolas Uriarte jako rozgrywający. Wszystko pod dowództwem Miguela Falasci rzecz jasna.Karo dobrze dogadywała się z chłopakami,nie mówiąc już o trenerze,który traktował ją jak młodszą siostrę. Nie powiem,żebym na początku tryskał z tego powodu radością, wręcz przeciwnie,byłem zazdrosny jak jasna cholera,ale po kilku kłótniach,sprzeczkach i poważnych rozmowach Karolina w końcu wyperswadowała mi,że nic z Argentyńczykiem ją nie łączy oprócz przyjaźni.
~*~
Do hali Energia dotarliśmy w 5 minut spacerkiem,trzymając się za ręce. Zawsze śmieszył mnie i trochę denerwował fakt,że moje marne 175 cm wzrostu sprawiało,że przy Kurku wyglądałam jak dziecko albo co najwyżej nastolatka.On zaś uważał,że to urocze i że kocha swoją małą kruszynkę,więc nie było tak źle.Zresztą nic na to poradzić nie mogłam,a ukochanych trampek na szpilki zamieniać nie zamierzałam.Nóg połamać tym bardziej.
Gdy weszliśmy do środka chłopcy standardowo zniknęli za drzwiami szatni,a ja w moim małym gabinecie pełnym medykamentów i kozetek do masażu. Przebrałam się w klubowy dres i ruszyłam na salę. Pogadałam z Miguelem o dyspozycji zawodników,o tym gdzie kogo boli i nad kim będzie trzeba dłużej popracować. Gdy już cała zgraja dożerających sobie nawzajem dużych dzieci zjawiła się na boisku, zaczęła się rozgrzewka i jak to zawsze bywa chętnych do żartów było wielu,do pracy stanowczo mniej. Teraz jednak czekała ich ciężka walka z Resovią,więc musieli być dobrze przygotowani i skupieni przede wszystkim. Pomagałam im się porozciągać,przygotowałam dla każdego suplementy i uzupełniałam braki wiedzy dotyczące ich kart zdrowia.
Skra jak to Skra nawet ciężko harując miała ubaw po pachy,a ja patrząc na to wszystko z boku chichrałam się jak wariatka.
Na koniec treningu na kozetkę trafił Wronka,narzekający na ból barku. Włodi,który łażąc z kamerą i kręcąc kolejne starcie Kłosa z pierwszym moim "pacjentem"potknął się i wyciął orła,drąc się przy tym tak głośno,że cały Bełchatów go usłyszał i nawet biedna pani Halinka,która sprzątała ich śmierdzące potem i skarpetami szatnie,wpadła na halę przerażona.
-Wyjesz jakby cię za jądra do latarni przywiesili.Co to za chłopy teraz się rodzą,mazgaje takie,że chwalcie Pana Boga.-skomentowała widząc leżącego na ziemi Wojtka,któremu swoją drogą uwielbiała uprzykrzać życie,a wszyscy zawtórowali jej śmiechem.W pokoju maserów pojawił się także Kojot,który dzisiaj o mało przez swoje wariactwa nie skręcił stawu skokowego.Razem z Bartkiem trzymał Zatiego na baranach,by ten choć raz mógł poczuć się jak wysocy koledzy i kogoś zablokować,a że to akurat Mario atakował,Paweł został z impetem trafiony piłką i spadł w ramiona stojącego obok Winiara.Tyle szczęścia nie miał jednak drugi z twórców tego świetnego pomysłu,który by dorównać wzrostem Bartkowi stanął na stołku i gdy libero upadał,on także się wywalił i nadwyrężył staw skokowy.
Wszystko jednak w miarę dobrze się skończyło,Andrzejowi po masażu przeszło jak ręką odjął,a Włodi jedynie potłukł kolana.Kuba tyle szczęścia nie miał i najbliższe parę dni spędzi w domu,leżąc na kanapie.
Mój dzień pracy dobiegł końca,więc pomału zaczynałam się zbierać.
-Karola,możemy porozmawiać?-nagle Andrzej pojawił się w drzwiach mojego gabinetu z poważną miną.
-Jasne,coś się stało?-odparłam nieco wystraszona.Jego niebieskie oczy błądziły po mojej twarzy,a usta zacisnęły się w wąską linię.Zaczął kiwać się to w tył,to wprzód aż w końcu coś z siebie wydusił.
-Głupio mi trochę o tym mówić.Jeszcze parę miesięcy temu to tobie wyznawałem miłość.....



Cześć.Nie jestem pewna czy ten rozdział nadaje się do publikacji ani czy się Wam spodoba,ale raz się żyje...
Wiem,wieje delikatnie nudą,ale małymi kroczkami zbliżamy się do samego centrum tej historii,więc proszę o cierpliwość.
Do następnego:*







niedziela, 2 marca 2014

Prolog

Słyszę cichy szum i powolne,równomierne bicie mojego serca.Czuję jak moim ciałem wzmagają dreszcze,boję się. Powoli uchylam ciężkie powieki i zamieram.Moim oczom ukazuję się grupka osób,jakaś kobieta,starszy pan,wysoki szatyn z kilkudniowym zarostem i jasnoniebieskimi oczami,szczupła,wysoka dziewczyna o czekoladowych oczach i on-pochylający się nad moim łóżkiem wielkolud.Potężne ciało nijak pasuje do wystraszonej twarzy,po której ciurkiem płyną łzy.
-Kochanie.-facet wydaje z siebie jęk i upada przede mną na kolana łapiąc moją dłoń.
Resztką sił wyrywam się z jego łapsk,uszkadzając przy tym jakieś rurki podłączone do mojego nadgarstka i patrzę na niego przerażona.Rozglądam się po pomieszczeniu,a w oczach stają mi łzy.
Gdzie ja jestem i kim do jasnej cholery są ci ludzie?




Cześć.Jestem Ada i jestem początkującą blogerką.Mam nadzieję,że to wszystko wypali i się Wam spodoba.Zachęcam do wyrażania opinii,nawet tych krytycznych.Póki co pracuję nad wyglądem bloga i rozpracowuje blogspota,więc za wszelkie problemy przepraszam.
Do następnego.