-Gnieciesz mi jajka,jak ja później dzieci spłodzę,skoro je tak torturujesz.- wyjęczał,a ja chichocząc pod nosem usunęłam swój łokieć z jego krocza,które swoją drogą często było narażone na jakieś wypadki z mojej strony.Oczywiście przypadkowo. Jak nie łokieć,to kolano,jak nie kolano,to ciepłe kakao,jak nie ciepłe kakao,to rakietka do tenisa....
-Przepraszam,nie chciałam.-uśmiechnęłam się nieśmiało,ale Kurasia nie dało się tak łatwo udobruchać,zwłaszcza jeśli chodziło o jego "narzędzie pracy".
-Było przewinienie,musi być i kara.- odparł,chwytając mnie za nadgarstki i przyszpilając do sofy.
-Nie,błagam tylko nie to.- wyjęczałam, gdy zdałam sobie sprawę jak mój mężczyzna zamierza mnie "ukarać". Gilgotki -najokrutniejsze z tortur.
Krzyczałam,wierciłam się, kopałam,ale nic to nie dało. Nie mogłam przestać się śmiać,co tylko powodowało ból brzucha i trudności z oddychaniem. Nienawidziłam tego.
-Będziesz teraz grzeczna?- przestał na moment i uśmiechnął się cwaniacko,ciesząc się z przewagi nade mną.
-Yhy.-pokiwałam głową,a on pochylił się i cmoknął mnie delikatnie.
-Tylko tyle?- wydęłam usta w podkówkę. Szatyn roześmiał się głośno,wpatrując się we mnie tymi pięknymi,niebieskimi oczami.
Wpił się w moje usta,wplątując jedną rękę w moje blond fale,a drugą trzymając mnie za kark.Wziął mnie w ramiona i nie przestając całować ruszył w kierunku sypialni.
~*~
-Miśka wstawaj,bo się spóźnimy do pracy.- próbowałem obudzić Karolinę,która nigdy nie potrafiła na czas zwlec się z łóżka. Zwłaszcza po nocy pełnej wrażeń.-Karo,rusz się.
-Nie.-mruknęła,zasłaniając twarz poduszką.Skoro po dobroci się nie dało,musiałem użyć siły.Zrzuciłem kołdrę na ziemię i nie słuchając jej wyrzutów,przerzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem do łazienki. Postawiłem ją przed drzwiami,kradnąc jej przy okazji buziaka.
-Mam iść z tobą,czy sama sobie poradzisz?- zapytałem,szczerząc się na widok jej zgrabnego,prawie nagiego ciała.
-Kusząca propozycja,ale nie skorzystam.- zaśmiała się i zniknęła w łazience,a ja zacząłem
pakować rzeczy potrzebne na trening.Kiedy blondynka była już ubrana,przygotowała dla nas omlety z nutellą i bananami na śniadanie. Ja niestety nigdy nie mogłem sobie pozwolić na upichcenie czegoś dla mojej drugiej połówki,bo nawet mleko na płatki potrafiłem przypalić. Karola próbowała mnie nauczyć ugotować chociażby pomidorówkę,ale kończyło się to tak jak zwykle;kuchnia była cała upaprana,całe mieszkanie śmierdziało spalenizną,moja koszulka nadawała się tylko i wyłącznie do śmieci,a Karolina na wpół wściekła,na wpół rozbawiona droczyła się ze mną i robiła mi na złość przez calutki dzień. Oczywiście wszystko ze śmiechem i umiarem.
-Pyszne.-stwierdziłem nakładając sobie na talerz kolejnego,okrągłego, puszystego i słodkiego omleta.
-Wiem.-odparła blondynka, szczerząc się cała brudna od czekolady.
Gdy pochłonąłem całe śniadanie,posprzątałem ze stołu i wyszliśmy na trening.
Karolina była fizjoterapeutką w Skrze,do której wróciłem po latach.Skład nie zmienił się bardzo;Mariusz Wlazły i Kuba Jarosz na pozycji atakującego.Ja,Michał Winiarski,Facundo Conte i Wojtek Włodarczyk na pozycji przyjmującego.Karol Kłos, Andrzej Wrona i Jędrzej Maćkowiak na pozycji środkowego.Paweł Zatorski jako libero,a Łukasz Żygadło i Nicolas Uriarte jako rozgrywający. Wszystko pod dowództwem Miguela Falasci rzecz jasna.Karo dobrze dogadywała się z chłopakami,nie mówiąc już o trenerze,który traktował ją jak młodszą siostrę. Nie powiem,żebym na początku tryskał z tego powodu radością, wręcz przeciwnie,byłem zazdrosny jak jasna cholera,ale po kilku kłótniach,sprzeczkach i poważnych rozmowach Karolina w końcu wyperswadowała mi,że nic z Argentyńczykiem ją nie łączy oprócz przyjaźni.
~*~
Gdy weszliśmy do środka chłopcy standardowo zniknęli za drzwiami szatni,a ja w moim małym gabinecie pełnym medykamentów i kozetek do masażu. Przebrałam się w klubowy dres i ruszyłam na salę. Pogadałam z Miguelem o dyspozycji zawodników,o tym gdzie kogo boli i nad kim będzie trzeba dłużej popracować. Gdy już cała zgraja dożerających sobie nawzajem dużych dzieci zjawiła się na boisku, zaczęła się rozgrzewka i jak to zawsze bywa chętnych do żartów było wielu,do pracy stanowczo mniej. Teraz jednak czekała ich ciężka walka z Resovią,więc musieli być dobrze przygotowani i skupieni przede wszystkim. Pomagałam im się porozciągać,przygotowałam dla każdego suplementy i uzupełniałam braki wiedzy dotyczące ich kart zdrowia.
Skra jak to Skra nawet ciężko harując miała ubaw po pachy,a ja patrząc na to wszystko z boku chichrałam się jak wariatka.
Na koniec treningu na kozetkę trafił Wronka,narzekający na ból barku. Włodi,który łażąc z kamerą i kręcąc kolejne starcie Kłosa z pierwszym moim "pacjentem"potknął się i wyciął orła,drąc się przy tym tak głośno,że cały Bełchatów go usłyszał i nawet biedna pani Halinka,która sprzątała ich śmierdzące potem i skarpetami szatnie,wpadła na halę przerażona.
-Wyjesz jakby cię za jądra do latarni przywiesili.Co to za chłopy teraz się rodzą,mazgaje takie,że chwalcie Pana Boga.-skomentowała widząc leżącego na ziemi Wojtka,któremu swoją drogą uwielbiała uprzykrzać życie,a wszyscy zawtórowali jej śmiechem.W pokoju maserów pojawił się także Kojot,który dzisiaj o mało przez swoje wariactwa nie skręcił stawu skokowego.Razem z Bartkiem trzymał Zatiego na baranach,by ten choć raz mógł poczuć się jak wysocy koledzy i kogoś zablokować,a że to akurat Mario atakował,Paweł został z impetem trafiony piłką i spadł w ramiona stojącego obok Winiara.Tyle szczęścia nie miał jednak drugi z twórców tego świetnego pomysłu,który by dorównać wzrostem Bartkowi stanął na stołku i gdy libero upadał,on także się wywalił i nadwyrężył staw skokowy.
Wszystko jednak w miarę dobrze się skończyło,Andrzejowi po masażu przeszło jak ręką odjął,a Włodi jedynie potłukł kolana.Kuba tyle szczęścia nie miał i najbliższe parę dni spędzi w domu,leżąc na kanapie.
Mój dzień pracy dobiegł końca,więc pomału zaczynałam się zbierać.
-Karola,możemy porozmawiać?-nagle Andrzej pojawił się w drzwiach mojego gabinetu z poważną miną.
-Jasne,coś się stało?-odparłam nieco wystraszona.Jego niebieskie oczy błądziły po mojej twarzy,a usta zacisnęły się w wąską linię.Zaczął kiwać się to w tył,to wprzód aż w końcu coś z siebie wydusił.
-Głupio mi trochę o tym mówić.Jeszcze parę miesięcy temu to tobie wyznawałem miłość.....
Cześć.Nie jestem pewna czy ten rozdział nadaje się do publikacji ani czy się Wam spodoba,ale raz się żyje...
Wiem,wieje delikatnie nudą,ale małymi kroczkami zbliżamy się do samego centrum tej historii,więc proszę o cierpliwość.
Do następnego:*
Hej.
OdpowiedzUsuńNo historia może być ciekawa. Fajny pomysł obrałaś na fabułę. Pierwszy raz spotykam bloga z takim opowiadaniem.
Masz u mnie dużego plusa. ;D
Się uśmiałam na początku, gdy mu łokciem w krocze przywaliła. xd
Ale najbardziej zaintrygowała mnie ta końcówka.
Życzę dużo weny i czekam na następny. ;3