poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 6

-Ale jak to zanik pamięci?-popatrzyłem na profesora jak na wariata.Nie mogłem w to uwierzyć,teraz kiedy miało być już dobrze,znowu wszystko legło w gruzach.Poczułem,że robi mi się gorąco i zaczynają trząść mi się nogi.Gdy tylko dowiedziałem się,że się obudziła,poczułem się taki szczęśliwy jak chyba nigdy dotąd,niczego bardziej nie pragnąłem niż wziąć ją w ramiona i wyszeptać jak bardzo ją kocham.A teraz?Teraz nie mogłem tego zrobić,bo byłem dla niej obcym człowiekiem.Nieznajomym,o którego istnieniu nie miała pojęcia,po prostu nikim.Teraz kiedy odzyskałem tą przeklętą nadzieję,znowu los przyszedł i mi ją odebrał,śmiejąc mi się prosto w twarz.
-To znaczy,że ona nigdy...-zacząłem łamiącym się głosem.Czułem się jakby ktoś wbił mi nóż w serce i powoli je ćwiartował na małe kawałeczki,a potem na jeszcze mniejsze i mniejsze...
-Prawdopodobnie z biegiem czasu stopniowo wszystko do niej powróci.Trzeba być dobrej myśli,dużo z nią rozmawiać i opowiadać.Oprócz tego należy dopilnować jej rehabilitacji.Pani Karolina straciła czucie w lewej nodze i sama operacja wiele tutaj nie zdziała.-oznajmił,a ja uściskałem jego dłoń,podziękowałem i wyszedłem z gabinetu.Stanąłem twarzą w twarz z całą gromadą naszych bliskich i patrzyłem na ich przerażone oblicza.Coś przewróciło mi się w żołądku.Nie wiedziałem jak obrać to wszystko w słowa.
Utkwiłem wzrok w niebieskich oczach mojej rodzicielki i poczułem jak wielka gula w moim gardle rośnie.Pojedyncza łza popłynęła po moim policzku,ale szybko ją otarłem.
-Karo straciła czucie w lewej nodze,czeka ją operacja i  rehabilitacja.-wyszeptałem,a oni zdaje się,że odetchnęli z ulgą.Jeszcze nie wiedzieli całej prawdy.
-Bartek,człowieku to cud,że żyje i nie jest roślinką.Udowodniła nam nie raz jaka jest silna,za niedługo będzie biegać szybciej niż nie jeden z nas.-odparł Jarosz z nutką złości w głosie.Próbowałem im powiedzieć,że to jeszcze nie koniec,ale nie dopuścili mnie do słowa.
-Zaraz do niej pójdziemy i powiemy,że kto jak kto,ale my siatkarze znamy tylu specjalistów od wszelkich kontuzji,operacji i leczenia,że od razu znajdziemy kogoś,kto postawi ją na nogi.-stwierdził Żygadło,a ich usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.Widziałem,że się cieszą,że są szczęśliwi,że myślą,że teraz już wszystko będzie dobrze.A nie będzie....
-Nie musisz się martwić.Wróciła do nas i to najważniejsze.-wtrąciła Anastazja,a ja zacisnąłem ręce w pięści z całej tej bezradności i wściekłości.
-Nie,nie wróciła do nas.-nie wytrzymałem i warknąłem,a oni otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia.-Wiecie czego najbardziej pragnąłem,o czym myślałem,kiedy patrzyłem jak z dnia na dzień było z nią coraz gorzej?Wiecie?Chciałem,żeby wróciła bym mógł jej pomóc,wziąć ją w ramiona i nie wypuścić już nigdy więcej, ucałować w skroń i zapewnić,że już nigdy nie będzie cierpieć,obiecać,że jej życie nie będzie już pełne smutku i bólu,takie jakie było przez tych przeklętych ludzi.Chciałem by wiedziała,że jesteśmy tu dla niej i że ją kochamy,ale ona nie wie tego i już nigdy się nie dowie.Nie wie co do niej czujemy,jak ważna dla nas jest,jak wiele ważnych chwil w naszym życiu z nią dzielimy,bo nas nie pamięta.Nie mogę jej przytulić,pocałować,dotknąć jej,porozmawiać z nią,wyznać jej moją miłość,bo nie wie kim jestem.Nie kocha mnie,nie darzy mnie żadnym uczuciem,nie uważa mnie za kogoś ważnego,nie pamięta naszych rozmów,nie myśli o naszym życiu,nie wie kim jestem i kim tak naprawdę sama jest.Straciła pamięć i tak naprawdę nie wiadomo czy kiedykolwiek ją odzyska.-wyrzuciłem to wszystko z siebie i jak gdyby nigdy nic po prostu sobie poszedłem.Cała ta rozpacz i smutek przemieniły się w złość.Pierwszy raz w życiu nie miałem ochoty słuchać ich słów,czy patrzeć im w oczy.Nie zniósłbym poklepywania po ramieniu i zapewniania,że wszystko będzie dobrze,bo wiedziałem,że nie będzie.Wybiegłem z tego przeklętego szpitala i wsiadłem w samochód.Zacisnąłem ręce na kierownicy i aż sam się zdziwiłem,że sapie jakbym przebiegł maraton.
-Dlaczego my?Dlaczego?
~*~
Otworzyłam oczy i szybko tego pożałowałam.Po palącym bólu nie było już śladu,ale za to byli tam ci ludzie.Chciałam im powiedzieć  żeby zostawili mnie w spokoju,ale głos uwiązł mi w gardle.
-Kochanie nie martw się,wszystko będzie dobrze.-odezwała się pierwsza średniego wzrostu blond włosa kobieta.Miała może około 50 lat,co mogłam stwierdzić po kilku zmarszczkach na jej zmęczonej twarzy i kurzych łapkach w okolicy jej pięknych,niebieskich oczu.Miała bardzo spokojny głos,ale widziałam,że jest zdenerwowana,bo trzęsły jej się dłonie.Zastanawiałam się czy moja mama też ma takie urocze dziurki w okolicy ust,ale nie mogłam sobie przypomnieć jak ona wygląda.
Po chwili zdałam sobie sprawę,że nie pamiętam też jak się nazywa i gdzie mieszka.Próbowałam przywrócić jakieś wspomnienia,obraz mojej rodziny,jakiekolwiek wydarzenie z przeszłości,ale w głowie miałam jedną,wielką pustkę.Poczułam,że łzy zaczynają spływać mi po policzkach i wzmagają mną dreszcze.Zamknęłam oczy modląc się o to,żeby ten koszmar się skończył,żebym obudziła się w swoim łóżku cała i zdrowa,a przede wszystkim żebym wiedziała kim tak naprawdę jestem i gdzie są moi bliscy.
-Karola...-ktoś chwycił mnie za ręke,chciałam go odtrącić,ale nie miałam na tyle siły.Uchyliłam powieki i zerknęłam na niego.Wysoki chyba na 2 metry facet z brodą,ciemny blondyn albo szatyn,nie widziałam dokładnie przez to szpitalne światło....
Skanowałam jego twarz mając nadzieję,że zaraz po prostu odejdzie i nagle mnie olśniło.Te jasne,błękitne oczy,nie tak ciemne i piękne, jak u tej kobiety i tego drugiego wielkoluda,ale co najważniejsze znajome.Byłam stuprocentowo pewna,że gdzieś je już widziałam i to nie raz.Zaczęłam się przyglądać pozostałym osobom,ale niestety nikogo,a raczej niczego więcej nie poznałam.
~*~
Szybko zasnęłam zmęczona i wciąż jeszcze obolała.Nie zdążyłam nawet dowiedzieć się jak się tu znalazłam,co mi jest i kim jest ten chłopak.Szczerze mówiąc byłam przerażona moim nagłym zanikiem pamięci,ale uznałam,że skoro jestem taka poturbowana to musiałam mieć wypadek i to przez ten cały szok i stres z nim związany nie mogłam przypomnieć sobie mojej rodziny.Mimo tego byłam pewna,że to szybko minie,a oni zaraz się tutaj pojawią i przemówią tym obcym ludziom do rozsądku.Kiedy się obudziłam najpierw zajrzała do mnie pani pielęgniarka.Na pierwszy rzut oka było widać,że jest taką dobrą duszyczką,zawsze uśmiechniętą i chętną do pomocy.
-Pani narzeczony na pewno jest teraz prze szczęśliwy.-oznajmiła,a mnie zatkało.Narzeczony?Jaki znowu narzeczony?Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć,bo do sali wszedł doktor.
-Dziękuję pani Gosiu,może już pani iść.-stwierdził,a ona od razu wykonała jego polecenie.
-Panie profesorze ja nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.Co ja tu robię?Kim są ci ludzie?Gdzie są moi bliscy? I dlaczego niczego nie pamiętam?-oznajmiłam i od razu cała się roztrzęsłam.Łzy pojawiły mi się w oczach i zaczęło brakować mi oddechu.
-Spokojnie,tylko spokojnie.-lekarz przysunął sobie plastikowe krzesełko bliżej mojego łóżka i usiadł,uprzednio nakładając mi maskę tlenową na nos i usta.Poczułam się odrobinę lepiej.
-Pani Karolino,miała pani wypadek samochodowy.Zjechała pani na sąsiedni pas,gdzie akurat jechał samochód ciężarowy.Kawałki metalu wbiły się pani w brzuch uszkadzając wątrobę i w lewe udo,co przyczyniło się do utraty czucia w całej kończynie.Doszło również do pęknięcia kręgu w lędźwiowej części kręgosłupa.Miała pani dużo szczęścia,gdyby pękł o 1,5 centymetra dalej,byłaby pani sparaliżowana od pasa w dół.Czeka panią jeszcze jedna operacja i kilka miesięcy rehabilitacji.Mam nadzieję,że wszystko pójdzie zgodnie z planem i odzyska pani chociaż częściowo czucie w nodze.Póki co zostanie pani przeniesiona na inny oddział,gdzie wciąż będziemy monitorować pani wątrobę,a jeżeli z nią będzie już wszystko w porządku skierujemy panią na ortopedię.Tam zajmą się pani kośćmi.-profesor wygłosił swój długi monolog,a mi z każdym jego słowem robiło się coraz ciemniej przed oczami.Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.Przecież takie rzeczy dzieją się tylko na filmach....
-Pani Ziółko,to,że pani nie pamięta wypadku ani nie wie kim są ci ludzie nie jest spowodowane zwykłym szokiem.W wyniku mocnego uderzenia głową o kierownicę straciła pani pamięć.Tak naprawdę pani zna tych ludzi,panią coś z nimi łączy,tylko pani o tym zapomniała.Nie mam pojęcia kiedy zanik minie,ale sądząc po tym,że nie doszło do pęknięcia czaszki,jest on tymczasowy.Nie nastawiałbym się jednak na to,że będzie trwać miesiąc,czy dwa.......
~*~
Ktoś wydzwaniał do mnie od równych pięciu minut non stop.A ja ?Ja bałem się odebrać.Od razu pomyślałem,że chodzi o Karolinę i o to,że coś złego się stało.Nie chciałem znowu usłyszeć,że ją straciłem,nie wytrzymałbym tego.Rzuciłem telefonem w kąt i zsunąłem się po ścianie płacząc jak mały chłopiec.Miałem tego wszystkiego dość,bałem się tego co za chwilę może się stać,bałem się kolejnej sekundy,minuty,godziny.Bałem się jutra.
Nie wiem ile czasu minęło,ale ktoś wtargnął do mieszkania i zaczął mnie wołać.Nawet nie podniosłem głowy do góry,byłem tak wycieńczony,że wszystko było mi już obojętne.
-Stary,podnoś się.
Winiar chwycił mnie za ramiona i zmusił bym popatrzył mu w oczy.
-Ona teraz cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.-stwierdził próbując mnie udźwignąć.Wstałem na równe nogi i wpadłem w jego objęcia,czując jak rozpadam się na kawałki.
-Nie dam rady...-wyjęczałem pociągając nosem.
-Jeśli naprawdę ją kochasz,a wiem,że tak jest,to jesteś w stanie przezwyciężyć wszystkie przeszkody żeby jej pomóc.-wyszeptał i mocniej mnie przytulił,pozwalając by moje łzy moczyły materiał jego bluzy.Miał  cholerną rację,jak zwykle zresztą,przyrzekłem sobie,że chociaż brak mi sił,nie poddam się,nie pozwolę na to by była sama.





Wróciłam.Przepraszam,mam nadzieję,że więcej się to nie powtórzy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz