-Jestem w szpitalu.-westchnęłam,przyglądając się z daleka dwójce siatkarzy,przez których znajdowałam się w miejscu,które nienawidziłam z całego serca.Nie znosiłam szpitali,były one dla mnie odzwierciedleniem bólu,smutku,łez i cierpienia.Charakterystyczny zapach unoszący się w powietrzu,blade ściany,tłumy ludzi,na których twarzach malowało się zmęczenie.Na samą myśl robiło mi się słabo.
-Jak to?Coś się stało?Wszystko w porządku?-Anastazja zaczęła panikować,a ja znów westchnęłam.
-Ze mną tak.Andrzej i Bartek czekają na założenie szwów.-odparłam i poczułam rosnącą gulę w gardle.Jak ja miałam jej to wszystko wytłumaczyć,nie zdradzając Andrzejowych zamiarów?
-Znowu coś wykombinowali na treningu i trochę się poobijali,nic wielkiego.-skłamałam,czując się jeszcze gorzej niż dotychczas.Nie lubiłam mijać się z prawdą,zawsze starałam się być szczera,zwłaszcza w stosunku do niej,ale to była niezwykle nadzwyczajna sytuacja.
-Myślisz,że powinnam przyjechać?-zapytała.
-Myślę,ze powinnaś wynagrodzić cierpienia Wronce wieczorem,a nie w śmierdzącej krwią i lekami szpitalnej poczekalni.-stwierdziłam,a ona wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Wiedziałam,że ten zboczeniec Kurek cię zdemoralizuję.-mruknęła,a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
~*~
-Dlaczego?-Andrzej ośmielił się w końcu zapytać.
-Zniknęła z tobą na cały dzień.Jak myślisz co sobie pomyślałem?Co poczułem?-warknąłem,wymachując rękami.Byłem zły,smutny,wściekły i sam już nie wiedziałem co robić,co czuć,co mówić.
-Myślisz,że byłaby w stanie cię zdradzić?-odparł,zerkając w jej stronę.Stała na końcu korytarza,blada jak ściana,krążyła w kółko starając się rozładować emocję.Tylko raz popatrzyła się w naszym kierunku i przez te kilka sekund zdążyłem wyczytać z jej twarzy jak bardzo przygnębiona i przerażona tym wszystkim jest.
-Nie.-wyszeptałem,a on uśmiechnął się nieśmiało.
Gdy tylko zostaliśmy pozszywani i podreperowani,opuściliśmy szpital.Zanim wsiedliśmy do samochodu,odciągnąłem Karolinę na bok.Widziałem jej niechęć wymalowaną na twarzy,jej wzrok mówiący,że nie ma siły na kolejną kłótnie,ale ja wcale nie zamierzałem się kłócić.
-Przepraszam za to wszystko.Bardzo przepraszam.-wyszeptałem,a ona odetchnęła z ulgą.Wspięła się na palce i delikatnie musnęła moje usta.Złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie,mocno przytulając.
-Nie rób mi tego więcej.-poprosiła,a ja przytaknąłem jeszcze raz tonąc w jej rozgrzanych wargach.
Dotarliśmy do domu.Karolina zdała relację Miguelowi z wizyty u lekarza,przy okazji starając się wytłumaczyć mu co było przyczyną mojej bójki z Andrzejem,a ja przygotowywałem dla nas relaksacyjną kąpiel.Musiałem jakoś zadośćuczynić swoje grzechy i rozluźnić napiętą atmosferę.
-Co ty kombinujesz,co?-blondynka nagle zjawiła się w łazience,zachodząc mnie od tyłu i przytulając się do moich pleców.Obróciłem się do niej przodem,siadając na skraju wanny i wpatrując się w jej piękne,niebieskie oczy.
-Kocham cię.
~*~
-O mój Boże,Andrzej.-wykrzyknęła brunetka,gdy tylko otworzyłem drzwi od mieszkania.Rzuciła torbę na ziemię i ujęła moją twarz w dłonie,przyglądając się opuchliźnie.
-Boli bardzo?-zmarszczyła śmiesznie nos,dotykając delikatnie opatrunku opuszkami palców.
-Anastazja daj spokój,mam 28 lat,wiesz ile razy sobie coś złamałem.-odparłem,a ona mruknęła pod nosem coś o mężczyznach i ich dumie,po czym wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
-To w sumie dobrze,bo mam w stosunku do ciebie małe plany...-mruknęła,patrząc na mnie zalotnym spojrzeniem.
-Taaaak?
Podeszła do mnie,wspięła się na palce i wpiła w moje usta.Ująłem ją za kark,pogłębiając pocałunek i zmniejszając dzielącą nas odległość.Jej dłonie w bardzo szybkim tempie znalazły się pod moją koszulką,usiłując ją jak najprędzej ze mnie ściągnąć.Miałem ochotę pozbyć się jej ubrań,wziąć w ramiona i zanieść do sypialni,ale miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania.
-Zanim się do mnie dobierzesz,muszę ci coś pokazać.-oznajmiłem,chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą do jadalni.Tam czekała na nas romantyczna kolacja przy świecach,przygotowana przede wszystkich przez Karolinę i jej robiące cuda ręce,ale żeby nie było,ja też pomagałem.Szczerząc się od ucha do ucha spojrzałem na twarz Anastazji,która o dziwo nie wyrażała żadnych emocji.Odetchnąłem głęboko i uznałem,że po prostu jest zaskoczona.Wręczyłem jej bukiet czerwonych róż,a ona delikatnie się uśmiechnęła
-Zjedzmy,bo wystygnie.-mruknęła,odkładając kwiaty do przygotowanego wcześniej wazonu.
-Zorganizowałem tą kolacje żeby na spokojnie z tobą porozmawiać.-stwierdziłem siadając do stołu.Żołądek mocno mi się zacisnął i miałem wrażenie,że zaraz puszczę pawia.Andrzej stary,uspokój się.Powtarzałem sobie w myślach,starając się jakoś ogarnąć.
-A o czym?-zapytała po chwili,nie patrząc mi w oczy,tylko zezując w talerz.Teraz to już naprawdę byłem zestresowany.A co jeśli to nie wypali?A co jeśli da mi kosza?
Odpędziłem od siebie złe myśli i wreszcie się przełamałem.Co ma być,to będzie.W końcu jestem facetem,a nie 15-letnim chłopcem,który pierwszy raz w życiu zaprosił koleżankę do kina i nie wie co ma zrobić.
-O nas.Ana,ja nie chcę żeby nasza relacja opierała się tylko i wyłącznie na seksie.Chcę się z tobą spotykać,spędzać czas,rozmawiać.Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu.-wyznałem.
-Ale ja jestem szczęśliwa.Wolę żeby wszystko zostało po staremu.-odparła nadal wgapiając się w stół.Zamurowało mnie.Wbiłem wzrok w jej twarz,nie wiedząc zupełnie co powiedzieć i jak się teraz zachować.Sądziłem,że się ucieszy,wpadnie mi w ramiona,wyzna,że także jej na mnie zależy i że będę w końcu mógł oficjalnie nazwać ją swoją dziewczyną,ale jak widać się przeliczyłem...
-Nie chcesz ze mną być?-zapytałem,nawet nie zwracając uwagi na to jak desperacko i żałośnie brzmi mój głos.Kolejna niezwykle ważna dla mnie kobieta uznała,że Wrona to jednak nie jest ten odpowiedni facet i że miłości to on raczej u niej nie znajdzie.
-Ja wiem,że wciąż kochasz Karo i niech tak pozostanie.-oznajmiła,wstając z miejsca.-Na mnie chyba już pora...
-Anastazja,proszę.-mruknąłem,łapiąc ją za dłoń.-Przemyśl to jeszcze.
-Popatrz mi prosto w oczy i powiedz,że Ziółko jest ci obojętna,że nie patrzysz na nią już w ten sposób,że nie zazdrościsz Bartkowi,że nie myślisz jakby to było,gdybyś to ty ją pierwszą spotkał.-stwierdziła,a ja jęknąłem.Nie mogłem skłamać i przyznać jej racji,Karo wciąż była dla mnie kimś takim,kogo się nie zapomina,kimś takim,o kim się śni,kimś takim,na którego widok się uśmiecha nawet jeśli się ma zły dzień,ale Anastazja także była dla mnie kimś takim.
-Sam widzisz,nadal ją kochasz.Wierzę,że ja też jestem ci bliska,ale nie chcę niczego poważnego.Nie bierz sobie tego do serca,ale nie jesteś tym jedynym.Nie kocham cię.-powiedziała i całując mnie w policzek wyszła.Poczułem się jakby ktoś właśnie walnął mnie czymś ciężkim w tył głowy.Aż wstyd się przyznać,ale osunąłem się po ścianie i zacząłem beczeć jak mały chłopiec.Jedyne czego teraz pragnąłem to zapomnieć.Chwyciłem leżące na stole wino,otworzyłem je i pociągnąłem łyka prosto z butelki.
Podeszła do mnie,wspięła się na palce i wpiła w moje usta.Ująłem ją za kark,pogłębiając pocałunek i zmniejszając dzielącą nas odległość.Jej dłonie w bardzo szybkim tempie znalazły się pod moją koszulką,usiłując ją jak najprędzej ze mnie ściągnąć.Miałem ochotę pozbyć się jej ubrań,wziąć w ramiona i zanieść do sypialni,ale miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania.
-Zanim się do mnie dobierzesz,muszę ci coś pokazać.-oznajmiłem,chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą do jadalni.Tam czekała na nas romantyczna kolacja przy świecach,przygotowana przede wszystkich przez Karolinę i jej robiące cuda ręce,ale żeby nie było,ja też pomagałem.Szczerząc się od ucha do ucha spojrzałem na twarz Anastazji,która o dziwo nie wyrażała żadnych emocji.Odetchnąłem głęboko i uznałem,że po prostu jest zaskoczona.Wręczyłem jej bukiet czerwonych róż,a ona delikatnie się uśmiechnęła
-Zjedzmy,bo wystygnie.-mruknęła,odkładając kwiaty do przygotowanego wcześniej wazonu.
-Zorganizowałem tą kolacje żeby na spokojnie z tobą porozmawiać.-stwierdziłem siadając do stołu.Żołądek mocno mi się zacisnął i miałem wrażenie,że zaraz puszczę pawia.Andrzej stary,uspokój się.Powtarzałem sobie w myślach,starając się jakoś ogarnąć.
-A o czym?-zapytała po chwili,nie patrząc mi w oczy,tylko zezując w talerz.Teraz to już naprawdę byłem zestresowany.A co jeśli to nie wypali?A co jeśli da mi kosza?
Odpędziłem od siebie złe myśli i wreszcie się przełamałem.Co ma być,to będzie.W końcu jestem facetem,a nie 15-letnim chłopcem,który pierwszy raz w życiu zaprosił koleżankę do kina i nie wie co ma zrobić.
-O nas.Ana,ja nie chcę żeby nasza relacja opierała się tylko i wyłącznie na seksie.Chcę się z tobą spotykać,spędzać czas,rozmawiać.Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu.-wyznałem.
-Ale ja jestem szczęśliwa.Wolę żeby wszystko zostało po staremu.-odparła nadal wgapiając się w stół.Zamurowało mnie.Wbiłem wzrok w jej twarz,nie wiedząc zupełnie co powiedzieć i jak się teraz zachować.Sądziłem,że się ucieszy,wpadnie mi w ramiona,wyzna,że także jej na mnie zależy i że będę w końcu mógł oficjalnie nazwać ją swoją dziewczyną,ale jak widać się przeliczyłem...
-Nie chcesz ze mną być?-zapytałem,nawet nie zwracając uwagi na to jak desperacko i żałośnie brzmi mój głos.Kolejna niezwykle ważna dla mnie kobieta uznała,że Wrona to jednak nie jest ten odpowiedni facet i że miłości to on raczej u niej nie znajdzie.
-Ja wiem,że wciąż kochasz Karo i niech tak pozostanie.-oznajmiła,wstając z miejsca.-Na mnie chyba już pora...
-Anastazja,proszę.-mruknąłem,łapiąc ją za dłoń.-Przemyśl to jeszcze.
-Popatrz mi prosto w oczy i powiedz,że Ziółko jest ci obojętna,że nie patrzysz na nią już w ten sposób,że nie zazdrościsz Bartkowi,że nie myślisz jakby to było,gdybyś to ty ją pierwszą spotkał.-stwierdziła,a ja jęknąłem.Nie mogłem skłamać i przyznać jej racji,Karo wciąż była dla mnie kimś takim,kogo się nie zapomina,kimś takim,o kim się śni,kimś takim,na którego widok się uśmiecha nawet jeśli się ma zły dzień,ale Anastazja także była dla mnie kimś takim.
-Sam widzisz,nadal ją kochasz.Wierzę,że ja też jestem ci bliska,ale nie chcę niczego poważnego.Nie bierz sobie tego do serca,ale nie jesteś tym jedynym.Nie kocham cię.-powiedziała i całując mnie w policzek wyszła.Poczułem się jakby ktoś właśnie walnął mnie czymś ciężkim w tył głowy.Aż wstyd się przyznać,ale osunąłem się po ścianie i zacząłem beczeć jak mały chłopiec.Jedyne czego teraz pragnąłem to zapomnieć.Chwyciłem leżące na stole wino,otworzyłem je i pociągnąłem łyka prosto z butelki.
~*~
-Myślisz,że już przyszła?-zapytałam,zerkając na zegarek.Stresowałam się chyba bardziej niż sam Wronka.
Bartek wybuchnął śmiechem,kręcąc głową.
-Jesteś niemożliwa.-stwierdził,wpatrując się w telewizor i lecącą akurat reklamę okocimskiego piwa z Zbyszkiem Bartmanem na czele.Znowu wybuchnął tym swoim specyficznym śmiechem,brzmiącym co najmniej tak,jakby go ktoś dusił.
-Nie nabijaj się z Zibiego,przypominam ci,że sam reklamowałeś jogurty.-odparłam,a jemu zrzedła mina.
-Ej,no..-mruknął,wydymając dolną wargę i robiąc te oczy a`la kot ze Shreka.O nie kochaniutki,tym razem się nie nabiorę!
-No,co ci poradzę na to,że nie lubię monte.-ciągnęłam dalej,doprowadzając go do szewskiej pasji.
-Jesteś okrutna i masz kamień zamiast serca.-wyjęczał,podkurczając te swoje długie nogi pod brodę i zezując na mnie wściekle.Wyglądał jak taka gigantyczna żabka,która siedzi na brzegu jakiegoś tam zbiornika wodnego i cicho rechocze.Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu,wkładając sobie ciastko do buzi.
Przyglądałam mu się dalej i mimo tego,że w tym momencie miałam przed oczami tylko i wyłącznie obraz płaza,uznałam,że jednak ten mój Bartosz to jest przystojny.
-Co się tak gapisz wstrętna dziewucho?
Wyszczerzyłam się i nie mogąc już patrzeć na to jego biedne,zranione oblicze zlitowałam się.Umiejscowiłam swoje cztery litery na kanapie tuż obok niego,głaszcząc go po włosach i susząc w jego kierunku zęby.Wreszcie przestał patrzeć na mnie z wyrzutem,tylko cmoknął mnie w szyje i wtulił się we mnie.
-Bartuś,już nie będę taka bezuczuciowa.-mruknęłam całując go w czółko,a on przytaknął i wykorzystując sytuację umiejscowił swoją głową na mojej piersi,uśmiechając się szeroko.Pokręciłam jedynie głową po raz kolejny kradnąc mu całusa.Niestety scenę czułości przerwał nam mój dzwoniący gdzieś w oddali telefon.
-Nie idź.-wymruczał szatyn,ale go nie posłuchałam,bo to przecież mogła być Anastazja albo Endrju,a ja musiałam wiedzieć czy środkowy już oficjalnie na swoim fanpage`u może ogłosić,że jest zajęty i rząd kandydatek z całej siatkarskiej polski nie ma już na co liczyć.Bardzo nie delikatnie pozbyłam się jego cielska i pobiegłam do przedpokoju,gdzie w kurtce leżał moja przedpotopowa nokia.
-Andrzej?-odebrałam cała rozemocjonowana.Szatyn nie odpowiedział,jedynie pociągnął nosem.
-Co się stało?-zapytałam przerażona.
-Dała mi kooszzza,rozumieszz.Powiedziała,że mnie nie chccę...-wymamrotał pijany.Westchnęłam,czując jak coś ciężkiego ląduje na dnie mojego żołądka.
-Bardzo mi przykro.-odparłam,nie wiedząc co powiedzieć.
-Pszzzzyjedź do mnie.-mruknął po raz kolejny pociągając nosem.Zrobiło mi się go strasznie żal,więc nie zastanawiając się ani chwili wsunęłam trampki na stopy,chwyciłam kurtkę i klucze do samochodu.
-Zaraz będę.-odpowiedziałam,a on rozłączył się.
-Bartek,muszę jechać.-krzyknęłam,otwierając drzwi i łapiąc w przelocie torebkę wiszącą na wieszaku.
-Znowu?-jęknął tak głośno,że było go słychać na całej klatce schodowej.Już widzę jak pani Halinka spod 6 złapie mnie jutro w supermarkecie na stosiku ze świeżym pieczywem i upomni,że zachowujemy się jak banda dzikusów,a przecież blok nie jest naszą własnością i trzeba się dostosować do warunków mieszkalnych.
-Będę najszybciej jak się da!Kocham cię.-odparłam,trzaskając drzwiami i zbiegając na dół.Wpakowałam się do samochodu i ruszyłam z piskiem opon.Jak na złość pogoda się popsuła i lało jak jasna cholera,więc nie mogłam sobie na za wiele pozwolić.Zadzwoniłam w między czasie do Anastazji,mając ogromną ochotę na nią nawrzeszczeć.
-Halo?
-Ana?Czyś ty oszalała?-warknęłam,włączając głośnik i rzucając telefon na siedzenie pasażera.
-O co ci chodzi?-odburknęła doskonale wiedząc o co mi chodzi.
-O Andrzeja,a o kogo może mi chodzić?Nie udawaj głupiej,jak mogłaś go tak spławić?!-krzyknęłam,zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.Czułam do niej ogromny żal.Chciałam dla niej szczęścia,które na pewno znalazłaby przy środkowym,ale oczywiście ona była uparta jak osioł i wiedziała wszystko lepiej!
-Dobrze wiesz,że on tak naprawdę ciebie kocha!Zresztą jak wszyscy!Karolina jest najmądrzejsza,najfajniejsza,najlepsza,najpiękniejsza,najbardziej lubiana! Mam tego dość,zawsze jesteś na pierwszym planie!A teraz masz jeszcze o to do mnie pretensje!-wykrzyczała,a mnie zamurowało.Chciałam jej powiedzieć,że przecież to nie prawda,że nikt tak nie uważa,ale nie mogłam nic z siebie wykrztusić.Poczułam przypływające do oczu łzy i nagłe,mocne szarpnięcie.Ogromny ból przeszył moją klatkę piersiową,a jedyne co zdołałam zauważyć to jasne,mocne światło.
Hej :* Od razu mówię,że przepraszam za opóźnienia,ale na pewno nie będę w stanie dodawać rozdziałów w równych odstępach czasu.Postaram się żeby odległości między nowymi postami nie były za długie,obiecuję!
Nie podoba mi się za bardzo końcówka,nie mówiąc już o całej reszcie,ale uznałam,że nie jest aż tak źle by się tym z Wami nie podzielić.Bardzo proszę o wyrażanie Waszych opinii w komentarzach !
Do następnego :*
-Ej,no..-mruknął,wydymając dolną wargę i robiąc te oczy a`la kot ze Shreka.O nie kochaniutki,tym razem się nie nabiorę!
-No,co ci poradzę na to,że nie lubię monte.-ciągnęłam dalej,doprowadzając go do szewskiej pasji.
-Jesteś okrutna i masz kamień zamiast serca.-wyjęczał,podkurczając te swoje długie nogi pod brodę i zezując na mnie wściekle.Wyglądał jak taka gigantyczna żabka,która siedzi na brzegu jakiegoś tam zbiornika wodnego i cicho rechocze.Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu,wkładając sobie ciastko do buzi.
Przyglądałam mu się dalej i mimo tego,że w tym momencie miałam przed oczami tylko i wyłącznie obraz płaza,uznałam,że jednak ten mój Bartosz to jest przystojny.
-Co się tak gapisz wstrętna dziewucho?
Wyszczerzyłam się i nie mogąc już patrzeć na to jego biedne,zranione oblicze zlitowałam się.Umiejscowiłam swoje cztery litery na kanapie tuż obok niego,głaszcząc go po włosach i susząc w jego kierunku zęby.Wreszcie przestał patrzeć na mnie z wyrzutem,tylko cmoknął mnie w szyje i wtulił się we mnie.
-Bartuś,już nie będę taka bezuczuciowa.-mruknęłam całując go w czółko,a on przytaknął i wykorzystując sytuację umiejscowił swoją głową na mojej piersi,uśmiechając się szeroko.Pokręciłam jedynie głową po raz kolejny kradnąc mu całusa.Niestety scenę czułości przerwał nam mój dzwoniący gdzieś w oddali telefon.
-Nie idź.-wymruczał szatyn,ale go nie posłuchałam,bo to przecież mogła być Anastazja albo Endrju,a ja musiałam wiedzieć czy środkowy już oficjalnie na swoim fanpage`u może ogłosić,że jest zajęty i rząd kandydatek z całej siatkarskiej polski nie ma już na co liczyć.Bardzo nie delikatnie pozbyłam się jego cielska i pobiegłam do przedpokoju,gdzie w kurtce leżał moja przedpotopowa nokia.
-Andrzej?-odebrałam cała rozemocjonowana.Szatyn nie odpowiedział,jedynie pociągnął nosem.
-Co się stało?-zapytałam przerażona.
-Dała mi kooszzza,rozumieszz.Powiedziała,że mnie nie chccę...-wymamrotał pijany.Westchnęłam,czując jak coś ciężkiego ląduje na dnie mojego żołądka.
-Bardzo mi przykro.-odparłam,nie wiedząc co powiedzieć.
-Pszzzzyjedź do mnie.-mruknął po raz kolejny pociągając nosem.Zrobiło mi się go strasznie żal,więc nie zastanawiając się ani chwili wsunęłam trampki na stopy,chwyciłam kurtkę i klucze do samochodu.
-Zaraz będę.-odpowiedziałam,a on rozłączył się.
-Bartek,muszę jechać.-krzyknęłam,otwierając drzwi i łapiąc w przelocie torebkę wiszącą na wieszaku.
-Znowu?-jęknął tak głośno,że było go słychać na całej klatce schodowej.Już widzę jak pani Halinka spod 6 złapie mnie jutro w supermarkecie na stosiku ze świeżym pieczywem i upomni,że zachowujemy się jak banda dzikusów,a przecież blok nie jest naszą własnością i trzeba się dostosować do warunków mieszkalnych.
-Będę najszybciej jak się da!Kocham cię.-odparłam,trzaskając drzwiami i zbiegając na dół.Wpakowałam się do samochodu i ruszyłam z piskiem opon.Jak na złość pogoda się popsuła i lało jak jasna cholera,więc nie mogłam sobie na za wiele pozwolić.Zadzwoniłam w między czasie do Anastazji,mając ogromną ochotę na nią nawrzeszczeć.
-Halo?
-Ana?Czyś ty oszalała?-warknęłam,włączając głośnik i rzucając telefon na siedzenie pasażera.
-O co ci chodzi?-odburknęła doskonale wiedząc o co mi chodzi.
-O Andrzeja,a o kogo może mi chodzić?Nie udawaj głupiej,jak mogłaś go tak spławić?!-krzyknęłam,zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.Czułam do niej ogromny żal.Chciałam dla niej szczęścia,które na pewno znalazłaby przy środkowym,ale oczywiście ona była uparta jak osioł i wiedziała wszystko lepiej!
-Dobrze wiesz,że on tak naprawdę ciebie kocha!Zresztą jak wszyscy!Karolina jest najmądrzejsza,najfajniejsza,najlepsza,najpiękniejsza,najbardziej lubiana! Mam tego dość,zawsze jesteś na pierwszym planie!A teraz masz jeszcze o to do mnie pretensje!-wykrzyczała,a mnie zamurowało.Chciałam jej powiedzieć,że przecież to nie prawda,że nikt tak nie uważa,ale nie mogłam nic z siebie wykrztusić.Poczułam przypływające do oczu łzy i nagłe,mocne szarpnięcie.Ogromny ból przeszył moją klatkę piersiową,a jedyne co zdołałam zauważyć to jasne,mocne światło.
Hej :* Od razu mówię,że przepraszam za opóźnienia,ale na pewno nie będę w stanie dodawać rozdziałów w równych odstępach czasu.Postaram się żeby odległości między nowymi postami nie były za długie,obiecuję!
Nie podoba mi się za bardzo końcówka,nie mówiąc już o całej reszcie,ale uznałam,że nie jest aż tak źle by się tym z Wami nie podzielić.Bardzo proszę o wyrażanie Waszych opinii w komentarzach !
Do następnego :*